Także w związku z nękaniami na mailach, Facebookach i komentarzach na How2Playu postanowiłem zrobić taki artykuł. Wiecie, było tych komentarzy multum. Jakieś trzy lub cztery, ale stwarzajmy pozory, że było ich tysiące. Pokazałbym Wam maile, ale ten… Format dysku C, konto, bla, bla, bla. Dobra, po takim bezsensownym pisaniu mogę przejść do konkretów. Na wstępie zaznaczę, że nie jest to żadne TOP 10, nie są to zawsze najlepsze gry, aczkolwiek starałem się odrzucać chłam na rzecz czegoś lepszego. Dodam tylko, że to moja osobista lista, więc przyjmijcie ją z pewnym dystansem… Dobra, no to zapraszam do lektury.
Neverwinter Online
I tutaj miałem trochę mętlik w głowie, czy umieścić w ogóle Neverwinter Online na tej liście. Z okresu, gdy jeszcze grałem w tę produkcję, gra wydawała się naprawdę niezła i była przetłumaczona na język polski w stu procentach. Było to coś koło roku 2014 lub 2013, nie pamiętam dokładnie. W każdym razie był to drugi moduł, czyli dodatek do gry. Wtedy była ona przetłumaczona całkiem nieźle. Gdy odchodziłem z Neverwinter (2015 rok), pamiętam, że gra miała już problemy z tłumaczeniem. Zostało tłumaczenie tylko z trzech lub czterech pierwszych dodatków, a potem zostało całkowicie rzucone na pastwę losu. W każdym razie, jeżeli ktoś się uprze, to może jakoś tam po polsku grać. Opis skilli, spelli i mikstur niestety już był po angielsku. Mówię… Dawno nie grałem, więc jeżeli coś jeszcze się zmieniło, to proszę mnie poprawić.
Co do gameplayu, opiera się on na dynamicznym podejściu. Jeszcze za moich czasów, gdy grałem (ale kiedyś było, ale kiedyś było), nie liczył się tylko ekwipunek, ale również zdolność rozdysponowania talentami oraz nasza zręczność, wiele bossów wymagało bowiem uników. Przykładowo, gdy walczyliśmy z Valindrą – czyli wtedy główną antagonistką, nie wiem jak teraz – mieliśmy dwie fazy. Jedna to bicie bossa i uważanie na pewną łapiącą nas łapę, a druga to tak zwany “zegar”, w którym trzeba było unikać podświetlonego podłoża, a ponadto uciekać przed duchami. Gra może nie była jakoś bardzo trudna, ale nie powiem, że była też superłatwa. Wracając do mechaniki… W grze liczył się nasz ekwipunek, talenty, a czasami nawet rotacja, która nie była jakoś trudna do opanowania. Jeżeli ktoś nie wie, rotacja to kolejność wykonywania czarów.
Powodem, dla którego odszedłem z gry, był system F2P. Z jednej strony jest spoko grać za darmo, ale nie wtedy, gdy to portfel gra za nas. Przykładowo nie przeszkadzało mi, gdy wierzchowce były dużym boostem na PvP (bo były), ale przeszkadzało mi, gdy nie mogłem dołączyć do robienia jakiejś instancji tylko dlatego, że nie mam 25k gear score’u, który trudno było wbić, nie wydając pieniędzy. Potem jeszcze te chore artefakty, ach…
W każdym razie, jeżeli chcecie zagrać w Neverwinter dla zabawy i nie chcecie męczyć się z angielskim, to jest to całkiem dobry wybór. Nawet jeśli okazałoby się, że w późniejszym etapie questy są już tylko po angielsku, to przypomnę lub podpowiem Wam, że w Neverwinter istnieje system Foundry, czyli zadania przygotowywane przez graczy. Była to moja ulubiona rozrywka w tej grze i powiem Wam, że nie żałowałem. Ludzie potrafili stworzyć genialne zadania ze świetną fabułą. Jedynym problemem mógł być tam poziom trudności, bo często nie dało się go zawyżyć i momentami było aż za łatwo. A jeżeli lubicie sami bawić się w tworzenie czegoś nowego lub chcecie zaskoczyć jakąś ciekawą historią, to kreator questów Foundry jest dostępny już od 15 poziomu naszej postaci. Samemu bawiłem się w to i nie jest to aż tak trudne. Ogólnie jest to naprawdę dobre urozmaicenie rozgrywki, zwłaszcza gdy ktoś lubi czytać książki i pasuje mu klimat dobrej historii, a nie tylko bicia potworów. Questy Foundry można było grać po polsku i po angielsku, ale sama baza tych po polsku była ogromna, więc warto…
Model gry: Free2Play
Gloria Victis
Koreańskie MMORPG-i mają swoją ładną oprawę wizualną, ładne postacie kobiece (w sumie mężczyźni pewnie też, ale ze zrozumiałego powodu gra się kobietą) oraz grind, grind, grind, grind i jeszcze raz grind. Jeżeli lubicie klimaty ładnych lasów obfitujących w zieleń, kosmiczne skille postaci, ćwierkające ptaszki itp., to wybierzcie właśnie koreańskiego MMORPG-a.
My jednak żyjemy w Europie i u nas, a przynajmniej u części z nas, jest zamiłowanie do klimatu rodem z prawdziwego średniowiecza. Czyli bród, ubóstwo, błoto… Gloria Victis pokazuje nam prawdziwe oblicze średniowiecznego klimatu, a nie koloryzowane postacie oraz wszędzie przepiękne widoczki. Gloria Victis wymaga od nas wydania paru złotówek, by w ogóle zacząć grać. Na Steam jest to obecnie 69,99 złotych. Czy dużo, czy nie, oceńcie sami, a ja postaram się ocenić samą grę.
Otwarty świat, w którym PvP to rzecz na porządku dziennym. Gloria Victis stawia na to samo, co wszystkie MMORPG-i, czyli wykonywanie zadań, eksplorowanie terenu i walkę. I tutaj to ostatnie skupia w sobie dość ciekawe rozwiązanie. Większość gier MMORPG oferuje nam podział na klasy i gdy już wybierzemy takiego łucznika, to mamy bić z łuku do końca życia. Gloria Victis pokazuje nam inny system, w którym to my jesteśmy sobie panami. Możemy rozdysponowywać swoje umiejętności tak jak nam się podoba, więc podział na klasy jest tutaj kompletnie niepotrzebny. Kolejną rzeczą jest tak zwany system no-target. Polega on na tym, że nie klikamy na przeciwnika i nie bijemy go, a na tym, że musimy w niego celować samodzielnie i wyprowadzać ciosy. Oczywiście musimy tutaj również blokować oraz unikać ataków wroga.
Ekwipunek oscyluje w klimatach średniowiecza – łuki, miecze topory itp. Gra nie jest też do końca realistyczna, ponieważ są elementy fantasy, takie jak na przykład gigant jako boss. No chyba że w bitwie pod Grunwaldem tak naprawdę walczyli przeciwko gigantowi rodem ze Skyrima. Prócz tego Gloria Victis proponuje nam też system craftingu, który stoi na całkiem niezłym poziomie. To, co jest urokiem całej gry, to budowanie. Możemy budować pomniejsze budynki, ale również całe miasta i zamki. Jeżeli lubicie tego typu klimaty, to ta gra jest dobrym wyborem.
Gloria Victis póki co jest we wczesnym dostępie, ale premiera jest przewidziana na wakacje 2018 roku, więc już całkiem niedługo.
Model gry: Buy2Play
Metin 2
Jedni kochają, drudzy nienawidzą… Ale tak jak wspomniałem wcześniej, nie jest to lista kompletnie the best gier MMORPG. Zresztą każdy ma inny gust i wszystkim nie dogodzisz, wiadomo. No dobra… Metin 2… Tak naprawdę ta gra została zniszczona i mógłbym powiedzieć, że upada. I tak jak w World of Warcraft serwery prywatne są uważane za, lekko mówiąc, zaprzepaszczenie potencjału gry dla kilkunastu złotówek (przynajmniej przez graczy globala, więc nie bijcie od razu), tak w Metinie jest to jedyna ucieczka. Często na prywatnych serwerach Metina jest więcej graczy niż na globalnym. Dlaczego? Jedynym pytaniem, jakie można zadać osobie, która gra w Metina, jest: “Jaki priv?”. Powodem tutaj jest to, że są to serwery o wiele sprawiedliwsze i przyjemniejsze niż oryginał gry.
Metin 2 to tak naprawdę klasyk, którego mury niestety już się sypią od długiego czasu i prawdopodobnie kiedyś się wypali. Tak jak wszystko zresztą. Dla wielu wyjadaczy MMORPG-ów Metin to gra, w której po raz pierwszy toczyli rozmowy typu “To mój spot” czy też wyzywali się z innymi graczami. To tutaj po raz pierwszy “typowy Mati” chciał pokazać Wam, jak skopiować itemy i to tutaj po raz pierwszy pisało się na innych “dzieciak”, samemu mając kilkanaście lat. Aha… No i to tutaj po raz pierwszy musiała paść groźba “Bo zaraz przyjdę wojem”.
Klasy postaci to wojownik lub, jak kto, woli “woj” (he he), asasyn, sura, szaman. Ach… By wypisać te postacie, musiałem obejrzeć filmiki na YouTube robione w 5 FPS-ach, by na pewno niczego nie pomylić. Metin nie skupia się na niczym innym niż na grindowaniu potworów. Misje są tutaj kompletnie niepotrzebne. Co tu dużo pisać, ta gra to tak naprawdę fundamenty dla pierwszych MMORPG-ów przetłumaczonych na język polski.
Jeżeli chodzi o sam grind w Metinie, to serio… Tutaj nie trzeba było robić nic innego. Biło się mooby, których na mapie była masa, i w taki sposób stawało się lepszym. Z czasem dołączało się do gildii, walczyło z innymi graczami na PvP i takie tam. I teraz najważniejsze… Czy jest jeszcze sens grać w Metina? Odpowiem, że tak, ale tylko na serwerach prywatnych. Jak się popytacie weteranów, to na pewno Wam coś polecą.
Model gry: Free2Play
World of Warcraft
“No i czemu znowu jest World of Warcraft, przecież on nie jest przetłumaczony na język polski!?”. Czasami mam wrażenie, że wrzucam WoW-a do każdej listy z grami MMORPG. No ale nie sposób go pominąć… Zanim napiszecie, że WoW nie jest po polsku, przyjrzyjcie się pewnemu addonowi, który Wam polecę. Ów addon nazywa się Quest Translator i nie ma on kompletnie nic wspólnego z tłumaczem Google. Zadania są tłumaczone przez grupkę ludzi (nie wiem, ilu ich jest dokładnie), którzy mają język angielski opanowany w stopniu zaawansowanym i faktycznie tłumaczą teksty poprawnie. Póki co przetłumaczony jest cały region 1-60 level, czyli Kalimdor i Eastern Kingdoms. Ponadto lokacje startowe takie jak Gilneas, Azuremyst Isle, Eversong Woods, Teldrassil, Dun Morogh, Elwynn Forest, The Wandering Isle, Mulgore, Durotar, Kezan + Lost Isles, Tirisfal Glades, start Demon Huntera oraz start klasy Death Knight. Ponadto są przetłumaczone również kontynenty takie jak Outland, Northrend, Pandaria, Draenor i Broken Isles, aczkolwiek nie są one ukończone w stu procentach. Chociaż, gdy sam grałem z tym addonem, ostatnio ekspiąc mojego maga, to lokacja Highmountain wydawała się przetłumaczona do końca.
KLIKNIJ TUTAJ, BY ZOBACZYĆ, CO ZOSTAŁO PRZETŁUMACZONE!
No dobra, ale część z Was powie, że przetłumaczone questy to nie wszystko i chcieliby również spelle, książki oraz UI. A ja wtedy pstryk! Projekt “WoW po polsku“ obejmuje również i te aspekty. Tak jak mówiłem wcześniej, nie wszystko tam jest przetłumaczone, ale wydaje mi się, że jakieś 40-50% gry już jest po polsku. Od siebie powiem, że to niemało, bo World of Warcraft ma tych questów i innych tego typu rzeczy tysiące.
Dobra, to skoro przedstawiłem Wam addon, to teraz czas na mechanikę gry, bo część ludzi nadal nie wie, z czym się je World of Warcraft. Z chlebem… Bo bez chleba się nie najesz. Ależ zabawne żarty opowiadam… No dobra. World of Warcraft to przede wszystkim bogaty w historię świat, którego ukończenie w stu procentach zajęłoby Wam kilka miesięcy. Serio… Jest taki achievment jak “Lore Master”, który polega na zrobieniu prawie że wszystkich zadań w grze. Z każdym dodatkiem jest trudniejszy, bo co dodatek i co patch, to nowa dostawa zadań.
Mechanika World of Warcraft opiera się na korzystaniu z naszych talentów, skilli oraz spellów. Każda klasa ma je unikalne i dzielą się one na dwie, trzy lub cztery specjalizacje w zależności od klasy. Podczas raidowania musimy nauczyć się rotacji naszej klasy – jeżeli ktoś nie wie, co to, to niech teraz wróci do Neverwinter i spojrzy na fioletowy tekst. Ale co najważniejsze, to taktyka, a ta nie zawsze jest prosta. I teraz fanboye Vanilli i innych Wrath of the Lich Kingów przylecą całą hordą i będą krzyczeć, że WoW jest teraz za łatwy. Lekko mówiąc, by nie przeklinać – mylą się. Gracze piszący, że World of Warcraft jest teraz łatwy, nigdy nie raidowali poziomu mythic lub byli boostowani przez kolegów. Serio… Sam, gdy raidowałem semi-hardcore, zabicie jednego bossa na najwyższym poziomie to średnio 70 prób. Zwłaszcza gdy mowa o tym ostatnim, który najczęściej był najtrudniejszy, ale nie zawsze.
Ponadto WoW to bogaty system craftingu, piękne krainy, świetnie prowadzona historia, bardzo dobry system PvP. Ogólnie mówiąc, dopracowana w prawie każdym aspekcie gra.
No i teraz pewnie część z Was powie, że WoW jest za drogi, by w niego grać. Niby tak, niby nie. Gdy płacimy te 100 zł, mamy pewność, że będziemy postawieni na równi z innymi graczami, a wydawanie kolejnych złotówek nie zwiększy naszego skilla. W porównaniu do innych gier “F2P”, których sklepik jest bardziej obszerny niż ilość questów w WoW-ie. Poza tym w WoW-a można grać za darmo i staram się to tłumaczyć wszystkim, którzy mówią, że WoW jest za drogi. Naprawdę wystarczy poświęcić godzinę dziennie, by w 30 dni zarobić na abonament. I tutaj, korzystając z okazji, przypomnę o moim artykule o zarabianiu oraz o nowym filmie na kanale, w którym podałem najprostsze sposoby na zarabianie, a być może niedługo w kolejnych filmach je nieco rozwinę.
Jak zarabiać golda w World of Warcraft?
Projekt “WoW po polsku” – oficjalna strona
Grupa na Facebooku poświęcona projektowi
Addon Quest Translator, który spolszcza zadania
Aha… Bym zapomniał. Projekt “WoW po polsku” cały czas szuka nowych tłumaczy, więc jeżeli czujecie się na siłach, to może warto wziąć w nim udział? Dodam tylko, że do wygrania są tokeny, czyli trzydziestodniowe abonamenty do World of Warcraft. Jeśli się nie mylę, to losowanie odbywa się co miesiąc.
Model gry: Pay2Play
Drakensang Online
Jakże się zdenerwowałem, gdy po wbiciu 25 poziomu na magu znerfili mi stuny w Drakensangu. Była to moja pierwsza gra z widokiem z góry, ale z tak dobrą grafiką i optymalizacją. Zacząłem grać w podstawówce i skończyłem gdzieś koło pierwszej gimnazjum, ale wspomnień z graniem z kumplami było co niemiara. To w tej grze pierwszy raz ze skrzynki wydropiłem legendarnego wierzchowca, to w tej grze chciałem stać się lepszym w PvP i to w tej grze powstała moja pierwsza przyjacielska gildia, która w sumie nic nie zmieniała, bo w Drakensangu czatu się nie używa. Znaczy nie to, że go nie ma, po prostu gracze go kompletnie nie używają.
W Drakensangu ciągle się coś działo. To się ekspiło na questach, to się kogoś boostowało na Heredurze, to ktoś nas boostował na Heredurze, różne kombinacje różnych historii. Co wywierało ostry nacisk, to niestety system płatności. Gracze, którzy używali portfela, byli lepsi od tych grających za darmo kilkunastokrotnie, a na PvP nie mieli sobie równych, bo taki mag zdejmował cię na dwie kule ognia. Co nie zmienia faktu, że grało się w to bardzo dobrze. Przykładowo eventy, których było multum, również były całkiem niezłe, ale też bardzo trudne. Bez dobrego wojownika w tanku ciężko było zrobić cokolwiek chociażby jednemu potworowi. Ekspienie było długie, bardzo długie. W pewnym momencie również nieco nużące, bo zamiast robić questy, biliśmy tego samego bossa po sto razy, bo dawał nam 5 tysięcy ekspa, a taki quest tylko 10 tysięcy i robiło się go trzy lub cztery razy dłużej. Dodatkowo, aby zresetować bossa, wystarczyło wyjść i wejść do instancji, więc z grupą znajomych Sigrismara Mroźnego biliśmy średnio co trzy minuty.
Dla mnie jako dzieciaka z podstawówki taki Drakensang wydawał się istnym Diablo 3. Oczywiście questy również były, bo jak by miało ich nie być, ale wątpię, by ktokolwiek je czytał. Chociaż są spolszczone, więc jeśli chcecie, to warto na Drakensanga zerknąć. Co było dla mnie istnym zaskoczeniem, to wspomniany system PvP. Mogliśmy grać takie systemy jak: 1 vs 1, 2 vs 2, 3 vs 3, 5 vs 5 i 6 vs 6. Z czego 5 vs 5 to zdobycie flagi, które było po prostu nieziemskie, a 6 vs 6 to szturm twierdzy, który był jednym z ulubionych battlegroundów.
Gra na początku oferowała nam trzy klasy: Maga, Łucznika oraz Wojownika. Z czasem do gry dołączył Parowy Mechanikus, który mimo wielkiego hype’u nie przyjął się zbyt dobrze. Mag był dobry na początku gry do czasu nerfów ogłuszeń, Łucznik był dobry cały czas, a Wojownik to istna OP bestia, której nie dało się zabić, a sam zabijał na kilka ciosów.
Mechanika walki była dość prosta, ale i ekscytująca. Biliśmy, uciekaliśmy i unikaliśmy czarów czy strzał. Gra dzieliła się na pięć zwykłych serwerów oraz jeden z otwartym PvP, który potrafił zepsuć dobry humor w ciągu kilku chwil. Głównie dlatego, że pod największym miastem zawsze stał jakiś 40-levelowy typ, który gnębił noobków. Poza takimi gałganami byli również ci gracze, którzy lubili pomagać słabszym. Przykładowo boostowali na dungeonach czy pomagali zabić bossa do questa.
Gra nie miała wyspecjalizowanego systemu craftingu, ale miała za to dużo przedmiotów kosmetycznych. Stroje, animacje tańca, wierzchowce i takie tam. Aż przypomniałem sobie, ile czasu biłem wiedzę, aby móc dosiąść swojego pierwszego rumaka. Zajęło mi to około 3 miesięcy. Satysfakcja była niesamowita. Ponadto nawet gdy zdobyliśmy jakiś legendarny ekwipunek, musieliśmy wbijać jeszcze kryształy prawdy, by go odblokować. A potem się okazywało, że był gorszy niż ten, co akurat mamy… Całe szczęście później twórcy zrezygnowali z tego pomysłu i mogliśmy od razu zakładać wydropiony item. Niestety sklepik w grze pozostawiał wiele do życzenia, przez co wielu graczy potrafiło odejść od gry przez narastający system Pay2Win. Chociaż, gdy graliśmy dla funu i nie wchodziliśmy zbytnio na PvP, nie było tak źle.
I chociaż Drakensang ma za sobą już najlepsze lata, to myślę, że warto spojrzeć na niego i spróbować zagrać. Ja mam z nim same dobre wspomnienia. Na przykład, gdy udostępniłem kumplowi konto, by mógł grać nową klasą Parowego Mechanikusa (trzeba było mieć na głównej postaci 35 lvl, by grać), a ten w zamian miał mi wbić zwierzątko o nazwie Grubiutkie Smocze. Drakensang to były dość śmieszne czasy, ale jak najbardziej sympatyczne.
Model gry: Free2Play
Aion
Kolejna gra to Aion. Jeżeli lubicie świat fantasy, w którym lata się na skrzydłach, to myślę, że wybór tego MMORPG-a będzie całkiem mądrym rozwiązaniem. Kiedyś Aion wymagał kupowania comiesięcznego abonamentu tak jak przykładowy World of Warcraft, ale teraz te czasy to już przeszłość. Przeszła na model F2P i ma się o dziwo bardzo dobrze. Dlaczego piszę “o dziwo”? Nie wyobrażam sobie grać w takiego WoW-a za darmo ze zrozumiałych powodów dla graczy, którzy płacą abonament, ale skoro Aionowi się udało, to czemu ma się nie udać innym grom? Od aktualizacji 4.0, czyli 31 lipca 2013 roku, Aion jest w pełni spolszczoną grą. Część graczy uważa, że jest to słabe tłumaczenie i woli grać po angielsku, ale myślę, że nie taki diabeł straszny.
Aion podobno wciąż pozostawia wiele do życzenia w kwestii item shopu, ale tak jak w wielu grach, sprytni gracze poradzą sobie bez wydawania złotówek z portfela. Inni zaś niestety będą musieli sypnąć nieco groszem. Lepiej popytajcie się kogoś, kto zna się bardziej na Aionie niż ja. Co do samej rozgrywki do wyboru mamy dwie rasy – Elyosów oraz Asmodianów. Od momentu wyboru jednej z ras druga staje się dla nas śmiertelnym wrogiem. Ponadto, gdy napiszemy coś do gracza z przeciwnej rasy, ten nie zobaczy naszej wiadomości, a jedynie “zakodowaną” wiadomość w postaci szlaczków. Aion oferuje nam cztery klasy: Wojownika, Zwiadowcę, Kapłana oraz Maga. Oczywiście każda z tych klas dzieli się na swoje unikalne specjalizacje.
Ten MMORPG posiada oczywiście rozbudowany system walki PvP, ponieważ nie musimy walczyć tylko na ziemi, ale też i w powietrzu. Na początku gra prowadzi nas przez raczej spokojne tereny, w których nie powinniśmy natknąć się na wrogą rasę, jednak po pewnym czasie unikanie walki PvP jest praktycznie niemożliwe. Zresztą co jest przyjemnego w unikaniu walki w MMORPG. Gra jest o tyle dobrze zbalansowana pod tym względem, że podczas walki trzecia rasa zaprogramowana lub sterowana przez GM-ów pomaga tym, którym powinna, by wszyscy bawili się przednio. Nazwa tej rasy to Balaur. Jeżeli lubicie bitwy, które wyglądają jak prawdziwe, czyli setki wojowników po jednej i drugiej stronie, to Aion jest dobrym wyborem. Wyobraźcie sobie walkę, w której z jednej strony stoi pięciuset graczy, z drugiej tyle samo, a ponadto twórcy dorzucają swoją rasę Balaur do walki. Na Waszym monitorze dzieje się prawdziwa rzeźnia.
Ostatnią rzeczą na pewno jest rozbudowany system profesji oraz możliwość wykupienia sobie domku. Myślę, że to drugie to jedna z najfajniejszych rzeczy, jakie można sobie wyobrazić w grach MMORPG. W końcu nadaje ona nieco realizmu.
Co tu dużo gadać. W Aiona warto zagrać, bo nadal jest to gra wspierana przez twórców, a serwery są nadal pełne i obfitują w życie. Tak jak wspominałem, jeżeli lubicie wielkie bitwy, latanie na skrzydłach (i nie tylko) oraz ogromny świat, to Aion będzie dobrym wyborem dla graczy, którzy chcą pograć w coś po polsku. Jednak przed przystąpieniem do gry, warto byłoby popytać się nieco starszych graczy, jak to jest dokładnie z item shopem, ponieważ samemu nie orientuję się dokładnie w tej kwestii, a skoro jest to gra F2P, to można natknąć się na minę.
Model gry: Free2Play
Margonem
Zestawienie zamyka legendarna już gra – Margonem. Projekt ten, co ciekawe, pierwotnie był pracą na studia. Stworzyła go grupa studentów z Politechniki Śląskiej jako temat pracy magisterskiej. Z czasem przeistoczył się w jedną z najlepszych gier MMORPG na polskim rynku. Oczywiście mowa tutaj o grach na przeglądarkę. Fala graczy, która napływała do gry, stworzyła wielką społeczność, która obecnie liczy prawie 300 tysięcy graczy. Wszystkich postaci jest aż 842 tysiące, a w chwili pisania tego artykułu zalogowanych do gry jest 5360 osób.
W sumie to tę grę powinienem umieścić w serii “Kiedyś to było”, ale skoro piszemy o grach z polskim tłumaczeniem, to chyba nie mogę pominąć tego staruszka. Tytuł ma już 12 lat, a nadal zagrywa się w niego masa osób. Mam do niego wielki sentyment, bo gdy miałem kilkanaście lat, to było to jedno z moich pierwszych MMORPG. I mimo że więcej grałem w My Fantasy (około 3-4 lat), to i ta gra zapisała się w mojej pamięci.
Jeszcze gdy ja grałem, Margonem wyglądał całkowicie inaczej. Szczególnie zmienił się tutaj interfejs. Kiedyś był to malutki skrawek ekranu (około 10 x 10 cm), a teraz jest to prawie że cały monitor. Po prawej stronie nadal mamy nasz ekwipunek, więc to pozostało bez zmian. Niewątpliwie logując się po kilku latach, można dostać szoku, jak gra się zmieniła i że twórcy nadal chcą ją rozwijać.
Margonem prezentował nam świat fantasy w klimacie 2D, który miał swój urok. Lasy, jaskinie, rzeki itp., to wszystko mogliśmy tutaj znaleźć. Jeżeli chodzi o walkę, to nie znaleźliśmy tutaj wyrzuconych w kosmos animacji oraz dynamicznych pojedynków, za to dostaliśmy dynamiczny i tętniący swoim życiem świat, który potrafił nas zaczarować.
Chyba nikt nie zaprzeczy temu, że w Margonem gra więcej młodych graczy. Skąd ten wniosek? Gdy ktoś notorycznie popełnia na czacie błędy ortograficzne, można bez wątpienia wysnuć, jaka jest średnia wieku w danej grze. Ach… Sam kiedyś należałem do tej społeczności. Gra oferuje nam kilka miast takich jak Ithan, Torneg, Karka-han, Werbin, Eder, Mythar, Nithal, Tuzmer i Thuzal oraz kilka klas postaci – Wojownik, Łowca, Tropiciel, Tancerz Ostrzy, Paladyn, Mag. Pierwszy raz, gdy grałem, wybrałem Tropiciela i zakochałem się w tej klasie. Grało się naprawdę przyjemnie, ale po osiągnięciu około 40 poziomu chciałem spróbować czegoś więcej i tak postanowiłem zabrać się za Tancerza Ostrzy, który wtedy był uznawany za najsilniejszą klasę. I tutaj mnie zamurowało, bo i ta klasa miała swój urok i grało mi się nią bardzo, bardzo przyjemnie.
Akcja toczy się w tytułowym świecie Margonem i nie jestem pewien, czy gra ma jakąś szerszą fabułę. W każdym razie po zalogowaniu się i wybraniu klasy budzimy się w nowej krainie, w której musimy osiągnąć jedną rzecz – stać się najlepszym. W tym celu wykonujemy zadania, by zarobić złoto, zabijamy potwory, walczymy na PvP, sprzedajemy przedmioty na aukcji lub u NPC i takie tam. Z czasem możemy dołączyć do gildii i razem z innymi graczami bogacić swój klan.
Lokacje w tej grze, mimo że nie były szałowe, to były zrobione schludnie i miło było eksplorować tereny nawet po kilka godzin dziennie. W Margonem odkąd pamiętam były słynne walki, który to serwer nie jest najlepszy. Ponadto mogliśmy grać również na serwerach prywatnych, które były w pełni legalne, ale na innych zasadach. Przykładowo zwiększona ilość EXP-a z moobów. Gra posiadała również swoją walutę. Było tam złoto, ale prócz niego były też Smocze Łzy, które mogliśmy kupić za symbolicznego SMS-a czy płacąc przelewem. Nie dawało to kompletnie żadnych korzyści i nie wpływało na rozgrywkę, ale za to mogliśmy cieszyć się ładniejszym skinem naszej postaci, a co za tym idzie – lansować się po mieście w wypasionym stroju.
Podsumowując, Margonem to wciąż dobra gra MMORPG, w którą grać możecie zacząć nawet teraz. Jeżeli szukacie dobrego polskiego MMORPG-a, to warto się nią zainteresować.
Model gry: Free2Play
I to już wszystko…
No… Nieco się rozpisałem, ale tak jak kiedyś w komentarzach wspominałem, chciałem napisać ten materiał nieco lepiej i dłużej. Mam tylko nadzieję, że przeczyta go więcej niż pięć osób. Jeżeli chciałbym wypisać tutaj więcej gier, w których znajdziemy język polski, to prawdopodobnie nie przeczytałby tego kompletnie nikt. Dlatego też ograniczyłem się do tych kilku tytułów, których część miałem zamiar umieścić w “Kiedyś to było”, ale teraz nie wiem, czy jest sens. No dobra, nic więcej nie mam dzisiaj do przekazania. Cześć!