League of Legends r.

Xayah i Rakan – opowiadanie od H2P

Z okazji pojawienia się nowych bohaterów w League of Legends, mamy dla Was opowiadanie z nimi w roli głównej. Zapraszamy do czytania.

W Ionii panował ciepły i słoneczny dzień. Niebo było czyste niczym łza. Jedynie lekki wiatr pieścił liście drzew, co powodowało cichy i relaksujący szum.

Xayah siedziała na trawie, opierając się o pień wieloletniej wiśni, która o tej porze roku kwitła na słodki, różowy kolor. Powiew wiatru co jakiś czas strącał delikatne płatki kwiatów, które tańcząc w powietrzu, opadały powoli na ziemię. Dziewczyna westchnęła cicho, rozkoszując się spokojem. Zerkała co jakiś czas w stronę ukochanego, który zabawiał dzieci mieszkańców okolicznej wioski.

– Niech pan pokaże to jeszcze raz! – krzyknął zafascynowany chłopiec.

– Nie nazywajcie mnie panem. Czuję się wtedy zbyt poważnie. Ale ktoś tu mówił o powtórce? – Rakan powiedział to śpiewnym głosem, po czym nastroszył swoje złociste pióra. Zabłyszczały w słońcu, zachwycając gromadkę dzieci. – Czyż nie jestem piękny?

Obrócił się dumny niczym paw, prezentując swoją urodę. Przesunął dłonią po włosach, poprawiając niesforne kosmyki.

– Skarbie! Pożyczysz nam kilka swoich piór? Mógłbym pokazać dzieciakom kilka sztuczek!

– Nie ma mowy, znów pokaleczysz sobie palce! – zawołała Xayah z lekkim uśmiechem. Po czym dodała pod nosem – jest taki niezdarny…

Kochała go bardzo i do dziś pamiętała idealnie chwilę, w której się spotkali. I choć początkowo uznała go za narcyza, który nie grzeszy skromnością, to wiedziała, że coś w środku mówiło jej, że jest wyjątkowy. Nie chodziło o jego urodę, choć ta była nieskazitelna. Nie chodziło o lekkość, z jaką się poruszał, choć każdy krok wydawał się być częścią bezimiennego tańca, który przyciągał wzrok tłumu. To, co do niego poczuła, było inne niż zachwyt jaki wzbudzał w publiczności. Nie umiała tego opisać. Czuła jedynie, że żadne ludzkie słowo nie jest w stanie oddać tego uczucia, choćby i wypowiadała je i setki razy.

Xayah Rakan opowiadanie
Autor: KotekLenka

Rozmyślając o ukochanym, rozmarzyła się, odpływając myślami. Lekki szelest liści i dobiegający z oddali śmiech dzieci powodował, że czuła się spokojna i senna. Powoli przymknęła coraz to cięższe powieki, aż pogrążyła się we śnie.

Niedaleko miejsca popisów Rakana, wśród gęstych krzewów, ukazało się dwoje ciemnych, lisich uszu. Uważnie nasłuchując, zadrżały lekko. Ahri uniosła głowę znad liści i przyglądała się wyjątkowej urody Vastajowi.

“Odkąd tu przybył, zwraca uwagę każdej kobiety w Ionii. To niesamowite. To nie może być tylko kwestia jego wyglądu. Bije od niego jakiegoś rodzaju magia”, pomyślała Ahri, poruszając swoimi puszystymi ogonami. Chwyciła jeden z nich w dłoń i przytuliła do piersi, gładząc go niczym małe zwierzątko. “Nie mogę pozwolić, by ktoś tak wyjątkowy był obojętny wobec mnie. Sprawię, że jego serce zabije mocniej”. 

Rakan przykucnął przy gromadce dzieci i pogładził jedno z nich po głowie.

– Dobra, szkraby. Powinniście wracać. Jeszcze będzie niejedna okazja, by mnie podziwiać. Codziennie jestem piękny – powiedział zadowolony, po czym wstał – A póki co, mam pewne sprawy na głowie.

Dzieci pożegnały się z nim i pobiegły w stronę okolicznej wioski. Vastajowie byli dla mieszkańców tego regionu czymś egzotycznym. Zwracali na siebie uwagę na tyle, że co odważniejsi chcieli skubnąć choćby fragment ich futra czy piór, by zachować jako cenne znalezisko. I choć Xayah uchodziła za niebezpieczną i niepokojąco chłodną, to Rakan potrafił wzbudzić zaufanie swoją pogodą ducha i nieprzebranym optymizmem. Gdy jego kompanka odpoczywała po męczących walkach, on zabawiał okoliczną ludność swoimi występami. Wśród tłumów czuł się jak ryba w wodzie, a oklaski i dziesiątki wpatrzonych oczu wypełniały go potężną dawką energii.

Rakan odkręcił się i po chwili zobaczył stojącą przed nim kobiecą postać. Przeraził się lekko, nie spodziewając się tego, że od jakiegoś czasu ktoś go obserwował. Dziewczyna uśmiechnęła się. Nie była zwykłym człowiekiem. Jej uszy, ciemne tak jak i jej włosy, wyglądały na lisie. Zza jej pleców widać było kilka puszystych jasnych kit. Spojrzała na niego jasnymi oczami, w których było coś niepokojącego.

– Kim jesteś? – zapytał.

– Jestem… przyjaciółką. Widziałam, że twoja towarzyszka zasnęła. Wyglądała na bardzo zmęczoną, pewnie miała ciężki dzień.

– Xayah? Ona tak zawsze. Daje z siebie wszystko za każdym razem. Mówiłem jej, że czasami powinna odpuścić. – przesunął dłonią po włosach, lekko zmieszany od wpatrujących się w niego jasnych oczu – A wy się znacie?

– Tak… Tak, oczywiście. – zachichotała – W końcu należymy do tej samej rasy, powinniśmy trzymać się razem. Twoja przyjaciółka… Xayah… powiedziała, że powinnam zaprowadzić Cię w pewne miejsce. Bardzo jej się podobało i chyba coś dla was planuje.

– Mówisz, że przygotowuje niespodziankę? Ona zawsze ma jakiś plan. Nigdy ich nie pamiętam, ale jeśli ona coś takiego wymyśliła, to na pewno jest to coś mądrego.

Ahri uśmiechnęła się znowu. Obróciła się tak, że jej puszyste ogony zafalowały na wietrze, co nie mogło umknąć uwadze Rakana.

– Chodź za mną.

Krajobrazy Ionii były wyjątkowe. Mieszkańcy dbali, by ich kultura rozwijała się zgodnie z naturą. Troszczyli się o wszelkie ogrody i rezerwaty. Nie brakowało barwnych kwiatów, które ozdabiały ziemię, kwitnących drzew i bujnych krzewów. Pośród nich co jakiś czas wyłaniały się tradycyjne ioniańskie świątynie, bogato zdobione, co miało oddać szacunek kulturze i przodkom. Rakan, mimo że znał dość dobrze większość okolic, patrzył zafascynowany na otaczającą roślinność. Idąca przed nim Ahri nie wydawała się za specjalnie wzruszona, za to wciąż nad czymś myślała.

Dotarli nad pewne wzgórze. Otoczone było drzewami o dziwnych kształtach i mocno rozrośniętych gałęziach. Z tego miejsca widać było ogromne polany i okoliczne wioski. Poza tym nie było tu nic szczególnie nietypowego. Jednak nie dało się zaprzeczyć, że miejsce miało swój urok.

– To tutaj. Powiedz, czy nie jest tu pięknie?

– Oczywiście, że jest. Chciałbym tutaj przyjść z Xayah. Wiedziałem, że ma dobry gust! Ciekawe, co planowała. Myślisz, że chciała mi coś tutaj wyznać?

Ahri zmarszczyła brwi. Mimo wyraźnej irytacji na jej twarzy, Rakan niczego nie dostrzegł. Zajęty był oglądaniem otoczenia i zastanawianiem się, co mogła przygotować dla niego jego ukochana. Lisica westchnęła. Złapała głęboki oddech i powiedziała:

– Możesz się trochę uspokoić. Słuchaj… oboje wiemy, że masz w sobie coś magicznego. Nie jestem pewna co, ale bardzo mnie to intryguje. Chciałabym móc… doświadczyć trochę tej magicznej mocy, którą w sobie skrywasz.

– Magiczna moc? Xayah powiedziała, że…

– Przestań chociaż na chwilę o niej ciągle mówić – warknęła ze złością. Szybko jednak się opamiętała. – Jej tutaj nie ma. Jesteśmy tylko my. Wiesz o tym, że w Ionii mam opinię najbardziej kuszącej kobiety? Potrafię manipulować sercem każdego mężczyzny. I nie tylko… oczywiście jeśli mam ochotę.

Ahri podeszła bliżej i delikatnie dotknęła policzka Rakana.

– Razem moglibyśmy osiągnąć co tylko chcemy…

 – Ale ja nie jestem tym zainteresowany – powiedział, robiąc zniesmaczoną minę. Odsunął jej dłoń od siebie. – Nie wiem o co ci właściwie godzi, ale powinienem wracać.

Zdenerwowana dziewczyna nagle kompletnie zmieniła wyraz twarzy. Fakt odrzucenia mocno uraził jej dumę. Jej oczy nagle zmieniły barwę. Przerażony Rakan cofnął się o krok, poczuł jak otaczające go powietrze nagle gęstnieje, jakby oddziaływała na nie magia. Po chwili przeszedł go dziwny dreszcz. Nie dało się tego w pełni opisać, ale było to jak chwilowa utrata świadomości. Potrząsnął głową, jakby chciał przypomnieć sobie, gdzie jest. Spojrzał na Ahri. Ta odpowiedziała uśmiechem pełnym zadowolenia.

Autor: Hellhound

Xayah obudziła się nagle i rozejrzała dookoła siebie. Nie było już grupki roześmianych dzieci, nie było też jej ukochanego. Zdziwiła się, gdyż Rakan nigdy nie opuszczał jej bez słowa. Znając jego porywczy charakter, wiedziała, że samotnie mógłby łatwo wpaść w kłopoty. Wstała, poprawiła swoje pióra i wyjęła z włosów kilka płatków z kwiatów wiśni. Zastanawiała się, gdzie mógł pójść. Dlatego poszedł. I co gorsze – czy nie grozi mu niebezpieczeństwo.

Krążyła przez jakiś czas bez celu, powoli tracąc nadzieję. Wbiła wzrok w ziemię, wzdychając ciężko i nagle coś wskazało jej drogę. Niedaleko w trawie leżało złote pióro. Połyskiwało w słońcu niczym kawałek bursztynu. Podbiegła do niego, przykucnęła i podniosła je szybkim ruchem dłoni. Nie było żadnych wątpliwości, nikt inny w Ionii nie miał tak pięknych piór. To musiał być Rakan.

Nie miała większego wyboru, więc postanowiła, że pójdzie ścieżka prowadzącą na wzgórze. Zawsze istniała szansa, że tam właśnie jest. Dlaczego? Tego nie wiedziała. Czuła się winna, że straciła czujność i dała mu się zgubić. Tak bardzo chciała go pilnować i za wszelką cenę ochronić przed niebezpieczeństwem.

Szła jakiś czas, rozmyślając i martwiąc się o niego. Będąc już prawie na szczycie wzgórza, zobaczyła coś, czego nigdy nie chciałaby widzieć.

Rakan, jakby nigdy nic stał z nieobecnym wzrokiem na tle ioniańskich krajobrazów. Ahri, przymilając się do niego, dotykała dłońmi jego twarzy. Widać było jej chytry uśmieszek, który jednocześnie pokazywał, że jest dumna z tego co zrobiła.

– Rakan? Rakan! – krzyknęła Xayah, podbiegając do nich.

– Och, obudziłaś się… Widzisz, trochę za późno. On teraz należy do mnie – Ahri mówiąc to, zbliżała się do twarzy swojej najnowszej zdobyczy. Po ostatnim słowie, prawie dotknęła jego ust.

Xayah bez chwili namysłu sięgnęła po swoje pióra, ostre niczym brzytwa i zamachnęła się ze złością. Usłyszeć można było głośny świst, a po chwili część futra z jednego z ogonów opadła powoli na ziemię.

– To ostrzeżenie. Zostaw go, bo następnym razem będę musiała celować w twoją głowę.

Ahri spojrzała na oszpecony ogon i ostre pióro wbite w ziemię tuż za nim. Zaśmiała się ponuro i szepnęła:

– Zaczekaj tutaj chwilę, mój drogi, muszę zająć się pewnym problemem – po czym dodała głośniej – Żartujesz sobie ze mnie? Pojawiasz się nagle w Ionii jako jakaś marna buntowniczka, stojąc na straży wyższego dobra? Bawią mnie te wszystkie ideały. Mi wystarczy czuć. Czuć moją władzę nad tymi nic nie spodziewającymi się zagubionymi owieczkami. Mogę sobie ich owinąć wokół palca, wiesz? Zresztą… już za późno. Mój urok dopadł go i nic nie możesz z tym zrobić.

Xayah zmarszczyła brwi. Nie była w stanie nawet nic odpowiedzieć. Gardziła Ahri przez to, jak bawiła się uczuciami innych. Jak manipulowała, kusiła, a potem łamała serce. Jednak tym razem było to o wiele gorsze. Lisica odebrała jej to, co było dla niej najważniejsze.

Targana emocjami Xayah podskoczyła, wystrzeliwując serię ostrych piór. Nie było mowy o spudłowaniu. Ahri świadoma zagrożenia, skorzystała ze swojej magicznej siły i w mgnieniu oka przemieściła się kilka metrów dalej. Szybki skok wywołał wydzielenie esencji, która szybko namierzyła Xayah i przypaliła ją niczym ogień.

Kolejne pióra przecięły powietrze, szybko kierując się w stronę Ahri, gdy ta wykonała następny skok. Xayah poczuła ból, chociaż nie zwracała na niego większej uwagi. Chciała za wszelką cenę obronić swoją godność i odzyskać ukochanego.

Lisica zaśmiała się i po chwili pojawiły się koło niej magiczne ogniki. Szybkim ruchem dłoni skierowała je prosto na swoją przeciwniczkę. Dziewczyna, widząc nadciągające zagrożenie, szybko zbadała wzrokiem położenie swoich wyrzuconych piór. Wiedziała, że teraz jest idealny moment, by je do siebie przywołać. Ahri najwidoczniej zapomniała o tym, że ostra broń potrafi powrócić do właścicielki, dotkliwie raniąc wszystko, co stanie na jej drodze.

Pióra zadrżały i nagle, wyrwane z ziemi niewidzialną siłą, z zawrotną prędkością powróciły do Xayah. W tym samym czasie, gdy ogniki Ahri również dotarły do jej ciała.

Xayah upadła i zakręciło jej się w głowie. Zawsze w takich sytuacjach nie musiała się o siebie bać, ponieważ czuła się bezpieczna w towarzystwie ukochanego. Podniosła wzrok i nie uwierzyła własnym oczom.

Żadne z piór nawet nie dotknęło jej przeciwniczki. Nie było to winą pomyłki czy źle wymierzonego ciosu. Wokół Ahri połyskiwała złota poświata. Złota i piękna jak ten, kto ją wytworzył. Lisica stała teraz w objęciach Rakana, który przed krótką chwilą ocalił jej życie.

– Rakan?… Czy ty… – szepnęła łamiącym się głosem – Rakan! Proszę, wyrwij się z tego uroku. To ja! Rakan, jestem twoja, a ty mój… pamiętasz?

– Xayah? Xayah! Obudź się, kochanie!

Dziewczyna powoli otworzyła powieki, nagle zrywając się na równe nogi. Oddychała niespokojnie, szybko łapiąc powietrze. Spojrzała na swoje dłonie i ramiona, szukając ran zadanych przez Ahri. Z przerażeniem popatrzyła dookoła.

Wokół niej stały zdziwione dzieci i jej ukochany.

– Skarbie, uspokój się, to był zły sen. Przysnęłaś na chwilę, a potem zaczęłaś krzyczeć. Wołałaś moje imię. Chyba śniło ci się coś okropnego – powiedział zatroskany Rakan.

Xayah odgarnęła włosy z twarzy i przez chwilę zbierała myśli. Spojrzała na Rakana. Gdy dostrzegła troskę w jego oczach, nagle uspokoiła się.

– To… nic ważnego, kochany. Ważne jest to, że już wszystko dobrze. Jesteś przy mnie. A ja przy tobie. Tylko to się liczy.

– Ach, Miala. Oczywiście, że jestem. Zawsze będę. Dajże się uściskać.

Rakan złapał ją w ramiona i uniósł lekko nad ziemię. Spojrzeli sobie w oczy, tak jak dawniej, gdy przysięgali sobie miłość.

Autor: Hellhound

Dajcie znać w komentarzach, jak podobało Wam się to dość krótkie opowiadanie. Może macie pomysł na inne rozwinięcie tej historii? Chętnie poczytamy Wasze propozycje.