r.

Gracz Zawodowiec

Mogłoby się wydawać, że zarabianie pieniędzy poprzez grę w League of Legends jest proste i przyjemne. A jednak - praca jak każda inna i wymaga poświęceń. 

Wydaje się to łatwe. Grają w swoją ulubioną grę, dostają za to pieniądze, czasami bardzo dużo. Przecież topowi gracze są w stanie zarabiać nawet ponad milion dolarów rocznie. Brzmi jak bajka. Często jednak zapominamy, że to ich zawód i ma swoje minusy. Kim są profesjonaliści i jak wygląda ich życie?

Ciężkie początki

Graczem profesjonalnym kiedyś było łatwiej zostać, ale trudniej przekonać do tego swoich bliskich. Właściwie była to domena introwertyków – czasem dość niezręcznych towarzysko (Doublelift), czasem po prostu nielubianych w szkole (Bjergsen). Przez to byli w stanie poświęcić grze mnóstwo czasu i uwagi.

Doublelift rozpoczął swoją przygodę w 2010 roku. Często kłócił się z rodzicami – fundamentalistami, którzy zmuszali go do nauki i wybrania “prawdziwej” kariery. Wtedy e-sport w LoL/u był wciąż słabo rozwinięty, a sama gra mało rozpoznawalna. Ostatecznie został wyrzucony z domu tydzień po swoich osiemnastych urodzinach w następstwie ostrej kłótni z matką. Zabrał ze sobą jedynie komputer i rower. Był w stanie utrzymać się jakkolwiek tylko dzięki temu, że wspomogła go społeczność. Swoją sytuację opisał na reddicie i dostał około tysiąca dolarów, co na te czasy było bardzo wysoką kwotą ze względu na niewielu fanów. Przygarnął go ktoś, kogo prawdopodobnie znacie z wywiadów na GameSpot – Travis Gafford. Na początku DL nie był jednak  w stanie płacić swojemu współlokatorowi za możliwość mieszkania z nim, jadł bardzo skromnie, a rodzice nie odzywali się do niego ponad dwa lata.

Bjergsen w szkole był chudym dzieciakiem i popychadłem. Pomimo oczywistej patologii w zachowaniu jego klasy nauczyciel nie zareagował, a co więcej również dokuczał młodemu Bjergowi. Jedyny ratunek od depresji widział w grach komputerowych, które odrywały go od rzeczywistości i pozwalały na chwilę pogrążyć się w zapomnieniu. Miał nadzieję, że sytuacja zmieni się po przeniesieniu do innej szkoły, jednak wszystko się pogorszyło. Nie było już “tylko” dokuczania. Pojawiła się przemoc. Zaowocowało to jego ciągłą nieobecnością w szkole, którą później rzucił. Przez namowę rodziców kilkukrotnie próbował wrócić, ale nie wytrzymywał nawet tygodnia. Na szczęście właśnie wtedy zaczął być dobry w League i rozpoznawalny. Zauważono jego talent. Dzięki pomocy Deficio, aktualnie castera, a wtedy managera CW, Bjergsen rozkręcił swoją karierę, a w międzyczasie pozbył się depresji i lęków.

Rzadko początek kariery jest usiany różami. Teraz, kiedy LoL jest najpopularniejszą grą na świecie, a wydarzenia e-Sportowe oglądają miliony, pojawiają się przeszkody innego typu.

Startować aktualnie można w małych organizacjach, trzeba próbować się wybić. Ale można się zawieść. Często zdarzają się oszustwa, brak kontraktów lub złe warunki, “manager”, który ucieka z pieniędzmi. Wpadki zdarzają się nawet w organizacjach LCS takich jak Gambit (gracze najpierw nie mogli mieszkać w gaming house, a potem nie mieli internetu) lub – chyba najlepszy przykład, a w każdym razie pamiętny skandal – Copenhagen Wolves. Wciąż trudno komuś ufać w tym zawodzie. A im mniejsza skala zawodów, tym częściej oszukują.

Całkowite oddanie

Biorąc pod lupę rozkład dnia tych, którym udało się coś osiągnąć i dostać do wielkich lig, w sumie się przestraszyłam. Przyznaję, że na swoje hobby poświęcam wiele czasu, ale poświęcam go po trochę na każde z wielu rzeczy, które lubię. U nich wszystko powinno być podporządkowane grze. Rzadko mają dziewczyny (chociaż coraz częściej), ponieważ ich mózg powinien być zajęty przede wszystkim lolem. ROBERTxLEE, były profesjonalny ADC sam przyznał:

“Śnię o League dużo częściej niż powinienem. Moja dziewczyna mówi, że czasem opowiadam o grze przez sen.”

Typowy plan dnia profesjonalistów, który opisał  SaintVicious, aktualnie jungler Team Coast, a kiedyś Curse i Gravity, wygląda następująco:

11:00 – Pobudka, godzina na ogarnięcie i rozbudzenie.

12:00 – 15:00 – Scrimy, czyli praktyki drużynowe.

15:00 – 16:00 – Czas na zjedzenie obiadu, trochę wolnego, niektórzy chodzą na siłownię

16:00 – 19:00 – Kolejna część scrimów

Dalej, zależnie od drużyny, wypełnia się różne zobowiązania wobec sponsorów (filmiki, streamowanie) i kontynuuje się granie, tym razem w SoloQ, do około 4 lub 5 nad ranem. W międzyczasie trzeba też oglądać i analizować powtórki swoich meczów z trenerem, omawiać strategie. W SoloQ zresztą też musisz się bardzo starać, żeby poprawić swój każdy, najmniejszy nawet błąd. Robisz tak od poniedziałku do piątku, a w sobotę i niedzielę wychodzisz na scenę LCS. I tak co tydzień.

 

16 godzin grania dziennie to liczba wysoka, ale jednak osiągana przez niektórych – najczęściej tych najlepszych. Podobnie sprawa wygląda w Korei i Chinach, w Ameryce i Europie częściej jest to około 12 godzin. A nawet jeśli masz dzień wolny – powinieneś spędzić go na graniu. Nikt nie powie ci, że musisz, ale tego się od Ciebie po prostu oczekuje. 

Kiedy poświęcasz tak dużo czasu grze, to jasne, że musisz być zdolny do wyrzeczeń. Nie tylko w zakresie twoich hobby, ale również edukacji, przyjaciół i rodziny. To wszystko trzeba zostawić za sobą.

Nowa rodzina

Gaming house to teraz dla graczy bardzo ważny element pracy. Organizacja zarządzająca drużyną powinna zapewnić im dom, w którym mogą spać, grać i analizować swoje mecze. Zazwyczaj mieszka w nim około 7 osób: przynajmniej piątka graczy, manager, trener. Oczywiście to raczej niezbędne minimum. Zdarzają się też potworki typu Team Solo Mid, u których mieszka 10-11 osób, a także CLG – 16 osób.

Warunki w takich domach się różnią. Prawie zawsze przynajmniej dwójka ludzi dzieli ze sobą pokój, więc trudno o prywatność lub trochę wolności. Jeśli chcesz kogoś zaprosić – musisz kombinować. Ze swoimi współpracownikami grasz, jesz, mieszkasz. To może szybko stać się męczące, a morale w drużynie to ważna sprawa.

Wszystko idzie gładko, kiedy wygrywają. Atmosfera staje się napięta, gdy przegrywają. Trudno nie doszukiwać się w innych członkach drużyny przyczyn porażki, czasem krytyka jest zbyt dosadna, zdarzają się napięcia, takie jak jeszcze niedawno w Team Liquid, opisane przez ich managera Steve’a Parino:

“Siedzieli obok siebie, ale równie dobrze mogliby być w jakimkolwiek miejscu na globie. Próbowaliśmy ich zamieniać, dawać im przerwę od gier LCS, by zobaczyć, co było nie tak. Na dodatek mnóstwo rozmów, intensywnych konwersacji i kłótni w mieszkaniu. Niektórzy z nich płakali, inni wyglądali tak, jakby zaraz mieli się wdać w bójkę.”

 

Na kontakt z rodziną i przyjaciółmi nie mają wiele czasu, ponieważ zazwyczaj mieszkają daleko od nich. 

Presja

Jeśli często denerwujesz się i jesteś toksyczny podczas grania, to mam dla Ciebie złą wiadomość – prawdopodobnie nie nadajesz się na profesjonalistę. Oznacza to, że nie radzisz sobie z presją, którą nakłada na ciebie tylko 9 innych ludzi obecnych w grze. Gdybyś grał zawodowo, setki tysięcy ludzi zwróciłoby na Ciebie uwagę, a co więcej – ocenialiby i najczęściej krytykowali każdy Twój ruch.

Presja pojawia się oczywiście na wielkiej scenie Mistrzostw Świata, ale nie tylko tam. Już sam występ przed publicznością LCS może napawać strachem, zwłaszcza, gdy słyszy się tłum skandujący nazwę drużyny przeciwnej. Często, przeglądając Reddita, zawodowcy znajdują też wzmianki o swoim “tragicznym występie”, a na twitterze dostają groźby. Do radzenia sobie z czymś, co nie jest krytyką, a po prostu bezpodstawną nienawiścią i atakiem osobistym, trzeba twardej skóry.

Czasem oczywiście krytyka przybiera raczej formę żartu lub jest konstruktywna, a ludzie czekają aż powiesz coś śmiesznego, żeby przerobić to na mema.

Doublelift

 

Ale czasem ataki wymykają się spod kontroli. Najlepszy przykład to chyba Brokenshard, trener Dignitasu, a kiedyś aktywny jungler. Nie był może najlepszy mechanicznie, ale przeważyła raczej izraelska narodowość. Często dostawał groźby śmierci.

 


Musisz więc zmierzyć się z tym, że jesteś obserwowany, niektórzy ludzie Cię kochają, inni nienawidzą, a Ty musisz grać dobrze, bo inaczej… stracisz pracę w kilka chwil. I to jest kolejne źródło zmartwień.

Brak stabilizacji

Chociaż zawodnicy nie mogą zerwać kontraktu z organizacją i odejść bez zapłacenia odpowiedniej kwoty lub zawarcia porozumienia, to firma może ich zwolnić w każdym momencie. Kiedy tylko jakikolwiek gracz ma gorszy występ na różnych forach od razu pojawiają się wpisy sugerujące samobójstwo lub usunięcie go z drużyny. Ma szczęście, jeśli jest dość twardy, że nie bierze tego do siebie. Chyba że naprawdę idzie mu gorzej lub wie, że dostępny jest ktoś lepszy od niego – wtedy wystarczy jeden telefon od managera.

Tak stało się w przypadku BunnyFuFuu, gdy grał dla dawnego Team Curse. W jednej chwili był objawieniem SoloQ, wschodzącą gwiazdą w LCS. Później dowiedział się, że Xpecial odszedł z TSM. To go nie zaniepokoiło, myślał, że ma mocną pozycję w drużynie, ale się mylił. Dostał telefon: “przepraszamy, ale zamieniamy Cię na Xpecial. Obiecuję zapewnić Ci miejsce w jakiejś innej drużynie”. W ten sposób spadł ponownie do Challenger Series.

Czasem nie ma takiej niespodzianki, tylko są to powolne zmiany. Mamy na to zresztą bardzo aktualne przykłady, takie jak WildTurtle. W tegorocznym sezonie letnim radził sobie naprawdę źle (w statystykach był właściwie ostatni), więc najpierw pojawiły się głosy, że należy go usunąć z drużyny, a potem realne działania – do domu TSM sprowadzono drugiego ADC, Keitha i zakontraktowano jako substytut, a potem pozwolono mu grać w LCS zamiast WildTurtle. Oczywiście weteran natychmiast się poprawił, ale wciąż dzielą między siebie czas praktyk drużynowych. Na pewno czuć napięcie. Podobna była sytuacja Elements, którzy w ciągu jednego sezonu wymienili większość graczy.

Co na to profesjonaliści?

Różnie. Niektórzy kochają tę grę i nie czują, że pracują. Inni lubią grać, ale traktują to jako swój zawód. Ale ci, którzy nie znaleźli w sobie odpowiedniej motywacji, w większości już odeszli.

Właśnie ta motywacja jest tutaj najważniejsza. Trzeba naprawdę uwielbiać rywalizację i chcieć być najlepszym, zawsze i wszędzie, by porwać się na coś takiego jak granie zawodowo. Jeśli ktoś ma odpowiedni zestaw umiejętności i nastawienie, to przemysł go wynagrodzi – najlepsi zarabiają miliony dolarów. Ale trudno być najlepszym.