Gamer Lifestyle r.

Gry, które odeszły do lamusa

Obecny rynek jest praktycznie zdominowany przez trzy gatunki gier: FPS-y, RPG-i oraz survivale. Jednak co z pozostałymi?

Niejednokrotnie można spotkać się z opinią, że dzisiejszy rynek jest zdominowany przez 3 gatunki gier. Mowa oczywiście o FPS-ach, grach RPG z otwartym światem oraz powstających ostatnio jak grzyby po deszczu tytułach, w których zadaniem gracza jest po prostu przeżycie. Fakt, czasami twórcy uraczą nas jakimś rarytasikiem pokroju Tekkena 7 czy Warhammera 40,000: Dawn of War 3, jednak gry AAA, które nie należą do wymienionych wyżej gatunków, są rzadkością. Ale czy zawsze tak było?

Rynek gier bardzo się zmienił na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat. Nie mówię tutaj tylko o grafice oraz o możliwościach maszyn do grania. Chodzi mi głównie o gatunki. Mieliśmy przecież w pewnym momencie istny wysyp platformówek, strategii czasu rzeczywistego czy “klasycznych gier arcade” w stylu Donkey Konga czy Space Invaders. Jednak gdzie podziały się te “stare dobre gatunki”…?

RTS

RTS (real time strategy) jest dosyć leciwym gatunkiem, który swoje początki miał na przełomie lat 70. i 80. XX wieku. Strategie te – w odróżnieniu od swoich turowych sióstr – nie krępowały gracza i dawały mu swobodę tworzenia, jednak mieliśmy wtedy narzucone pewne tempo. Musieliśmy bowiem zebrać odpowiednią liczbę surowców, rozbudować bazę oraz stworzyć armię szybciej niż nasz przeciwnik. Często też gry te – oprócz zwykłej części ekonomicznej – zawierały w sobie elementy zręcznościowe. Nierzadko byliśmy postawieni w sytuacji, kiedy to niszcząc bazę przeciwnika, jednocześnie odpieraliśmy atak drugiego wroga w naszej głównej bazie oraz dbaliśmy o rozwój naszej mniejszej bazy.

W latach 90. gatunek ten cieszył się tak wielką popularnością, że praktycznie co druga gra była właśnie RTS-em. Gracze w pewnym momencie mieli już tego po dziurki w nosie. Do upadku gatunku przyczynił się również wzrost popularności konsol. Powiedzmy sobie szczerze: RTS-y nie współgrają z padem.

Co prawda, gatunek ten nie umarł całkowicie. Są takie tytuły jak Starcraft II czy niedawno wypuszczony Dawn of War 3, jednak w większości strategie czasu rzeczywistego są produkcjami niszowymi.

Symulatory myśliwców kosmicznych

Na wstępnie zaznaczę, że nie jestem fanem Gwiezdnych Wojen oraz Star Treka, więc do dzisiaj nie rozumiem tego boomu na gry oparte na tych uniwersach, który miało miejsce na przełomie XX i XXI wieku. Jednak mimo tego, że do dzisiaj powstają gry, które swoje miejsce akcji osadzają w przestrzeni kosmicznej, to w większości są to gry RPG bądź FPS-y. Swego czasu był popularny zupełnie inny gatunek, który również należał do uniwersum “gier kosmicznych”.

Tutaj identyczna sytuacja jak z RTS-ami. Rynek gier w pewnym momencie wręcz pękał od symulatorów kosmicznych, więc graczom już się to przejadło. Gry z tego gatunku były idealne do joysticków, które zaczynały być wypierane przez połączenie mysz+klawiatura oraz przez zwykłe pady.

Rail shootery

Tak zwane “celowniczki” to protoplaści wspomnianych już niejednokrotnie FPS-ów. Gry z założenia proste. Postać samodzielnie porusza się z góry wyznaczoną trasą, a my (najczęściej wyposażeni w pistolet świetlny) strzelamy do wrogów pojawiających się na ekranie. Brzmi banalnie – i tak właśnie było. Gry te docelowo miały być dostępne tylko na automatach, jednak z czasem przeniesiono je na różne platformy (chociażby kultowy Duck Hunt z NES-a czy Kurka Wodna na PC).

Powód ich wymarcia jest dosyć oczywisty: wzrost popularności “strzelanek”, które o wiele bardziej pozwalały wczuć się w grę. Jednak razem z rozwojem VR rail shootery powoli wracają do łask ze względu na to, że te gry są wręcz idealne na tego typu urządzenia.

Przygodówki point-and-click

Chyba najpopularniejszy gatunek z przełomu XX i XXI wieku, jednak swoje początki miał jeszcze w latach 80. ubiegłego wieku. Gry banalne. W teorii powinniśmy wchodzić w interakcje z przedmiotami poprzez klikanie na nie, bądź łączenie ich z innymi przedmiotami. W praktyce polegało to na klikaniu wszystkiego, co się da oraz na próbach połączenia wszystkiego, co się da.

Tutaj mamy dosyć podobną sytuację jak w przypadku strategii czasu rzeczywistego. Gatunek był na tyle popularny, że już się przejadł. Dzisiaj jest dosyć niszowy, ponieważ czasami pojawią się produkcje pokroju Syberia III, czy większości gier od studia Telltale Games, jednak nie są przyjmowane tak gorąco, jak kolejne odsłony Larry’ego bądź Sama i Maxa.

Bijatyki

Kolejny gatunek, który swoje boom miał za czasów salonowych automatów. Wszędzie, gdzie w Polsce w latach 80. i 90. mogliśmy spotkać automaty z grami, na 100% mogliśmy zagrać w Tekkena bądź w Mortal Kombat. Jednak kiedy automaty straciły na popularności, automatycznie do lamusa odeszły także bijatyki. Chociaż może nie tyle do lamusa, co stał się to gatunek niszowy. Dzisiejszymi reprezentantami tego gatunku nadal pozostają Mortal Kombat oraz Tekken, jednak ich premiery nie są tak hucznie ogłaszane, jak np. nowych CoD-ów.

Platformówki

Na zakończenie gatunek, który dzisiaj możemy spotkać praktycznie tylko dzięki “indykom”. Jednak najwięcej kultowych platformówek wychodziło za czasów NES-a, kiedy to mogliśmy zagrywać się w Megamena, Super Metroida czy Mario. Z nadejściem ery gier trójwymiarowych twórcy bali się podejść do tematu 3D platformówek. Bo jak powszechnie wiadomo, 2D>3D. Było to spowodowane tym, że większość gier platformowych pozwalała poruszać się tylko w jednej płaszczyźnie, co przez lata weszło już tak do głów twórców oraz graczy, że nie byli sobie w stanie wyobrazić, jak stworzyć takową grę w trzech wymiarach.

Oczywiście te gatunki nie są zupełnie martwe. Z grami nie jest tak, jak z roślinami bądź zwierzętami. To praktycznie niemożliwe, żeby dany gatunek wymarł całkowicie, ponieważ dopóki istnieje chociaż grupa zapaleńców, która tworzy gry danego rodzaju, będzie on obecny. Pozostanie on jednak wyłącznie gatunkiem niszowym, który nie będzie miał już na tyle siły przebicia, żeby został od nowa zauważony.