r.

Czy E-sport może zawitać na Olimpiadzie?

Taka dyskusja w gronie związków sportowych jest toczona od dłuższego czasu. Głównym aspektem artykułu będzie film nakręcony przez czeskiego reportera na IEM Katowice, jednak chciałbym Wam również przedstawić własny pogląd na ten kontrowersyjny temat

bwc2-1

Problemem etycznym jest przede wszystkim starożytna idea sportu, która zakłada rywalizację fizyczną czyli słynne motto – Citius, altius, fortius; w takim pojęciu co najwyżej można szybciej klikać, mocniej się wkurzać i wyżej zadzierać nos po wygranej.

Miedzy sportem a jego wersją z dopiskiem “e” istnieje zasadnicza różnica polegająca na tym, że w jego tradycyjnym obliczu zawodnik jest w 100 % odpowiedzialny za każdy ruch własnych mięśni. Nawet używa przykładowo oszczepu to jego lot jest jedynie efektem podjętego przez niego bezpośredniego wysiłku; aby tak się stało musi wzmacniać własne mięśnie, wytrzymałość, kondycję oraz dynamikę. Gracze komputerowi siadają za sterami kogoś lub czegoś, obojętnie czy jest to Komandos z AK-47, Mag władający kartami lub Ninja Shen; to w rezultacie jest to jedynie alter-ego osoby zasiadającej za klawiaturą. E-sportowiec posiada odbicie siebie w innej formie, którym dowodzi, ale nie jest nim! Dodatkowo okazuje się, że dochodzi do chorej sytuacji, w której zawodnicy nie są równi na starcie, ponieważ jeden z nich jest Ogrem z Siekierą, a drugi Elfem z Łukiem. To własnie z tego samego powodu na Olimpiadzie nie widzimy Formuły 1 i innych sportów w których używa się silników.

ESWC-1

W prawdziwej idei sportu do siły mięśni zawodnik dodaje pierwiastek umysłowy, czyli taktykę pomagającą w rywalizacji  z przeciwnikami. Występuje tutaj zależność ciała do umysłu obojętnie czy jest to boks, pływanie czy bieg często trzeba wykazać się sprytem, a nie tylko walorami fizycznymi. W przypadku e-sportu z oczywistej przyczyny aspekt mentalności, refleksu czy podejmowania decyzji nabiera kluczowego znaczenia, jednak brakuje sprzężenia zwrotnego w stronę tkanek mięśniowych. Nie możemy popaść w paranoję i podciągać pod to pracy palców lub gałek ocznych jako wysiłek fizyczny.

Po obejrzeniu filmu Free to Play naszła mnie jedna refleksja, że przedstawieni tak bohaterzy przede wszystkim mimo wielkiego geniuszu i zaparcia mieli wiele zaburzeń społecznych, lecz nie martwię się o samych zawodników z najwyższej półki, ale o tych z tej minimalnie niższej. W normalnym popularnym sporcie przykładowo w Siatkówce jeśli trenujesz całe życie to istnieje wielkie prawdopodobieństwo, że utrzymasz z tego rodzinę, możesz grać w drugiej lidze Polskiej lub trzeciej Włoskiej i jakoś zwiążesz koniec z końcem, nie musisz być w trzech najlepszych zespołach globu, aby mieć na chleb. W przypadku e-sportu sprawa się komplikuje, miejsc w najlepszych drużynach jest niezwykle mało w obrębie jednej gry. Może się okazać, że będąc 50 zawodnikiem świata ustałeś w miejscu, w którym będziesz musiał zrezygnować z rywalizacji elektronicznej, ponieważ stanie się to mniej rentowne, aniżeli normalny zawód.

Moim skromnym zdaniem e-sport jest na tyle daleko od idei tradycyjnego sportu, że nie powinien zawitać na olimpiadzie, mimo rosnącej popularności

A teraz pozostawię Was dla kontrastu z filmem, który zapowiedziałem we wstępie. Liczę na Wasze refleksje i komentarze pod wpisem.