Przede wszystkim należy pamiętać, że na chwilę obecną nie ma możliwości spersonalizowania map i dodania lub odjęcia tego, czego chcemy. Wobec tego, gramy na domyślnej wersji, co jest moim osobistym bólem.

To może zacznijmy od początku…

Pierwsze parę dni jest raczej spokojne. Tutaj przede wszystkim szukamy jakiejś wyspy, która mogłaby być naszym domem. Myślę, że należałoby przeanalizować kilka rzeczy – jak wielka ona jest, ile ma surowców i jakie inne miejsca są wokół tej wyspy. Może się okazać, że w bardzo niedalekim sąsiedztwie znajdziemy wszystko, czego potrzebujemy.

Zauważyłem, że pająki to trochę gatunek wymarły na wyspach – pojawiają się w bardzo małych skupiskach i jest zazwyczaj tylko kilka kokoników na całą mapę. To ważna wskazówka, bo prędzej czy później pajęczyna zdobywana z pająków będzie nam bardzo potrzebna. Należy więc uważnie obserwować, gdzie się znajdują i postarać się, aby chociaż jeden był gdzieś w pobliżu. Ja osiedliłem się bardzo daleko od pająków i teraz, aby do nich się dostać, pozostaje mi całodniowa podróż. A uwierzcie mi, podróżowanie to najgorsza i najtrudniejsza rzecz w tej grze.

Powiedzmy, że mamy już wyspę, którą sobie upatrzyliśmy. Pierwsze dni wypełniły się jej poszukiwaniem i teraz gromadzimy surowce, aby budować pierwsze konstrukcje.

Przede wszystkim, jeśli chodzi o ognisko, zaopatrzmy się w to z kominem. Wymaga to od nas zebrania koralowca, a także przerobienia go na skałę koralową (czy coś takiego). Do tego potrzebny będzie nam pierwszy rodzaj maszyny, czyli Science Machine. Dlaczego nie zrobić zwykłego ogniska obudowanego kamieniami? Pora roku, która nas wita w grze, to coś a’la jesień. Ale, oczywiście, jest to wyspiarska jesień, wobec czego pojawia się wiele obfitych opadów deszczu połączonych z bardzo silnymi wiatrami. I właśnie te huragany sprawiają, że ognisko z kominem to nasz must have, inaczej ogień ciągle będzie gasnął. W konstrukcjach jest też taki daszek z liści palmowca do zrobienia. Ustawcie go sobie przy ognisku. Chroni od deszczu.

W Shipwrecked mam okropne problemy z gromadzeniem żywności, jako że nie udało mi się zdobyć jeszcze zębatek do zrobienia lodówki. Pożywienia też nie ma jakoś dużo – jagody to niezwykła rzadkość, czasem zdarza się, że na wyróżniającym się, intensywnie zielonym podłożu z trawą znajdziecie trochę ziemniaków. Jeśli nie macie wokół za dużo pająków, które by to pożywienie Wam zapewniły, pozostaje łowić. Dobrze jest, jeśli nieopodal znajduje się jeziorko, ale te zazwyczaj są na terenach bagiennych.

Jeśli nie czujemy się na siłach zdobywać tam pożywienia lub po prostu te tereny są bardzo oddalone od Waszej bazy – wówczas nie pozostaje nic innego, jak zbudować pierwszą łódź (nie tratwę, tylko łódź), do której znów potrzebna jest Maszyna Nauki i skonstruować do niej sieci (znajdują się w tej samej zakładce). Montujemy je do naszego wodnego pojazdu i pływamy po morzu, zbierając małże, meduzy, ryby i kraby.

Nie zapominajcie o wodorostach, które rosną wszędzie i można je zebrać łapkami! Są tanim i łatwym sposobem na wypełnienie garnka, działają podobnie jak jagody. Pamiętajcie też, że na niektórych skałach rosną takie dziwne białe cosie. To też jest jadalne, zbierajcie jak szaleni (mogą to jeść nawet postacie ograniczone tylko do produktów mięsnych).

Strzeżcie się żółtych pająków, komarów i żółtych węży. Jeśli już jednak udało Wam się zatruć, należy szybko zebrać koralowiec, wodorosty i gruczoł jadowy (jest szansa na drop ze wszystkich stworzeń, które mogą nas zatruć oraz z tych dziwnych, buchających gejzerów na biomie bagnistym) i skonstruować odtrutkę. Zróbcie sobie więcej tego specyfiku – w końcu wszystko chce nas wykończyć i większość uskutecznia właśnie wyrafinowany sposób zatrucia nas na śmierć.

[latest_posts category = “gamerlifestyle” count = “6”]