r.

Darkest Dungeon, czyli sztuka w czterech aktach

Porzućcie wszelką nadzieję, Wy, którzy tu wstępujecie.

 

Trudno jest znaleźć w świecie pełnym casualowców grę, która pluje im w twarz. Grę, która śmieje się z gracza na każdym kroku. Grę, która swoim klimatem wbija gracza w krzesło na długie godziny. Grę, która rzuca rękawicę. Podnieśmy tę rękawicę razem i przekroczmy bramy…

Darkest Dungeon

Dawno już w moje ręce nie wpadła tak dobra pozycja, chociaż czuję się zobowiązany do ostrzeżenia Was. Oto lista skutków ubocznych, które może wywołać granie w Darkest Dungeon:

1. Wkurwienie (zwane również Chorobą Polską 1)
2. Depresja
3. Wyjebomonitorius Przezokno (niestety, nie udało mi się znaleźć polskiej nazwy, więc zostawiam łacinę)
4. Samookaleczenia
5. Paranoja
6. Nyktofobia
7. Tanatofobia
8. Alkoholizm

Lista dość okrojona, ale mam nadzieję, że nie odstraszyła Was za bardzo. Więc… cóż… Chodźmy!

Akt I – Gdy długo spoglądamy w otchłań, otchłań spogląda również w nas

Antenat2, czyli człowiek, który chciał zostać anteną tak bardzo, że sięgnął po sztuki zakazane, aby osiągnąć swój cel. To on jest narratorem tego sadomasochistycznego spektaklu. A dokładniej, ten przemiły pan to Wayne June. Chylę czoła przez voice actingiem tego poziomu. A zresztą, posłuchajcie sami:

Mrok i ciężki klimat leją się wiadrami. A już sam początek przekazuje nam mniej więcej taką informację:

Odpaliłeś Darkest Dungeon. Masz przejebane.3

Nie ma wczytywania wcześniejszego save’a. Nie ma optymalnej drużyny. Nie ma nawet wyboru poziomu trudności. Role się odwróciły. Nie jesteśmy łowcami, a zwierzyną, która desperacko walczy o przetrwanie. Musimy się zaadaptować. I to jest to!

Akt II – Przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę

Dlaczego sama drużyna zasługuje na oddzielny akapit? Z powodu dwóch mechanik bezpośrednio jej dotyczących. Zacznę od tego, co mniej drażni, czyli nawyków postaci. Tutaj nie sterujemy mężnymi, cnotliwymi i nieustraszonymi bohaterami – to zwykli ludzie. Jedni chleją i przegrywają życie w kości i pokera, drudzy są głodni wiedzy, ale na widok pająka potrzebują zmiany gaci na cito. Oczywiście, prowadzi to do momentami śmiesznych zestawień, takich jak okultysta, który po wyprawie udaje się do opactwa, aby zamknąć się w małej celi i chłostać swoje ciało porem albo kapłanka, mająca w miejscowym zamtuziezłotą kartę stałego klienta.

SS 01

Stres. Nie wiem, co za chory sadysta z Red Hook wpadł na pomysł tej mechaniki, ale na bank, gdy rzucił tym pomysłem, reakcja reszty była taka: DOBRZE GADA, POLAĆ MU! I ja sam bym mu polał. Johnny Walkera Blue Label. Jest to jedna z najlepszych mechanik, jakie kiedykolwiek widziałem.

Jak to działa? Postaram się wytłumaczyć jak najprościej, na przykładzie postaci którą nazwiemy Mietek. Mieciu ma dwa paski – jeden czerwony, czyli HP. Ale on nas nie interesuje. Drugi, biały – to właśnie stres. Co wywołuje u Mietka stres? Praktycznie wszystko. Ciosy które otrzymuje, wejście w pułapkę, czar wrogiego monstrum, przeczytanie w starożytnym manuskrypcie, że Half Life-a trójki nie będzie oraz ciemność. Mietek może złapać maksymalnie 200 punktów stresu. Gdy miernik stresu będzie w połowie – jego wola zostanie poddana próbie. Czyli mamy standardowy dla gier rzut kostką. Albo odbije mu szajba i po wyprawie będzie trzeba wysłać go do Katowic na ulicę Korczaka 27, lub ogarnie się i zyska potężnego buffa. Co zdarza się częściej – odpowiedzcie sobie sami.  No ale limit to 200 punktów stresu. Co się stanie gdy Mieciu łyknie kolejną setkę? Kolejny rzut kostką. Z tą różnicą, że tym razem na 99% szlag go trafi. Po prostu.

SS 03

A co do drużyny jako całości – nie ma czegoś, co jest optymalne. A twórcy skrupulatnie dbają o to, by tak pozostało. Na redditach ktoś kiedyś wrzucił najbardziej optymalny skład, który był totalnym game-brakerem. Była to drużyna, której nic nie było w stanie zatrzymać. No prawie nic. Po kilku twórcy wypuszczają patcha. Całego patch-note można streścić w PIĘCIU słowach: jebać was, nie będzie izi. Przy okazji pozdrawiam Szaje, który mi podrzucił to info.

Akt III – Chyba niczego nie zepsułem, muzyka, gdzie jest muzyka?

Więc zacznijmy od grafiki. Ładna. Ręcznie rysowana. Animacji jak najmniej. Ma się wrażenie, że cały czas gra się w grę planszową. Mroczną i trudną grę planszową. Świetnie trzyma klimat. Wrażenia wizualne połączone z głosem Pana June – cud, miód, orzeszki. Wszystko skleja się w jedną całość.
Ale wybitnie ciężko jest mi wyrazić konkretną opinie na temat muzyki. Grając, nie potrafiłem się w nią wsłuchać, bo skupiałem się na rozgrywce i taktyce. Więc jedno jest pewne: nie przeszkadza w myśleniu.

SS 05

Akt IV – Pokaż mi swoje towary

Całościowo – gra wypada świetnie. Każdemu kto tworzy gry, życzę aby robić je na takim poziomie jak Darkest Dungeon. A Red Hook – gratuluję wybitnego dzieła. Niestety, jak na nasze realiza – gra jest najzwyczajniej droga, ale mimo wszystko warto wydać 23€. Oczywiście pod warunkiem, że nie porzucicie gry, z powodu jej poziomu trudności.

Na koniec, jeżeli jesteście zainteresowani grą – zapraszam na mój kanał! Lecimy z Let’s playem ;]

Ocena How2Play:
9/10

Przypisy:
1. Tak na wschodzie nazywają kiłę
2. Staropolskie słowo, przodek.
3. Patrz: ekran startowy gry.
4. Burdel

[latest_posts category=”gamerlifestyle” count=”6″]