Gamer Lifestyle r.

Na czym spędzamy najwięcej czasu podczas grania?

Gry to element rozrywki i relaksu. Przeważnie, gdy siadamy wieczorem, aby odstresować się po całym dniu, to chcemy w spokoju sobie pograć. Czasami jest tak, że chcemy wypróbować jakąś nową grę. No właśnie... Przyznajcie się, ile to czasu straciliście na głupotach podczas gry?

Skompletowałem dzisiaj kilka czynności, nad którymi czasami myślałem dłużej, niżeli grałem w samą produkcję. Wydaje mi się, że większość z Was doświadczyła takiego zmarnowania czasu co ja. I mówię tutaj o zmarnowaniu czasu nie na samej grze, ale na rzeczach, które nie robią tak naprawdę dużej różnicy, gdy chcemy sobie pograć.

Wymyślanie nicku postaci

„A…”, „Ba… Rav… Ech… Nie wiem, jakie nadać na imię mojej postaci…” – przyznać się bez bicia. Ile to razy powtarzaliście sobie takie zdanie podczas tworzenia postaci lub konta. O ile z pierwszą postacią nie jest tak źle – chyba że jakiś nicpoń nas uprzedzi i „ukradnie” nam nick – to z drugą jest to po prostu pogrom. Gdy już wybiorę klasę oraz rasę mojej postaci, ładnie wszystko dostosuję, to przy nicku zatrzymuję się na około 20 minut, a gdy wymyślę już coś ciekawego, to nagle otrzymuję komunikat „Nazwa jest zajęta”. Całe szczęście niektórzy producenci gier dają możliwość dodania do nicka jakiegoś symbolu, np. „i” z kreską. Chociaż i z tym czasami jest problem, gdy ludzie zaczną się tym bawić…

Wzrost, waga, kolor oczu/włosów, retusz twarzy…

Skoro już wspomniałem o dostosowaniu postaci, to może rozwinę ten temat. Ile to czasu siedziało się nad tym, aby postać wyglądała po prostu idealnie. Proporcje ciała muszą być wymierzone, kolor oczu idealnie taki, jaki sobie zamarzymy, a szerokość klatki nie może być ani za duża, ani za mała. Pamiętam, że na takie możliwości pozwoliło mi Neverwinter Online i w tej właśnie grze najdłużej siedziałem nad stworzeniem mojego półelfa takiego, jakiego sobie wyśnię. Wszystko to potęguje świadomość, że jeżeli stworzymy postać, wyekspimy do maksymalnego poziomu, a potem jakimś sposobem nam się nie spodoba, to albo nie będzie możliwości zmiany wyglądu, albo (najczęściej w grach F2P) będzie to kosztowało niemałe pieniądze. Pamiętam, że taką sytuację miałem, gdy wyekspiłem mojego czarodzieja w Neverwinter i nagle przestały podobać mi się jego białe włosy. Oszukałem nieco system i kupiłem kapelusz za około 200 000 diamentów, co wtedy było niemałą sumką i zmieniłem wygląd mojej czapki, aby nie widzieć długich, blond włosów mojej postaci. Ech… Złote czasy.

Bezsensowne bieganie po mieście

Sporo czasu w World of Warcraft spędzałem na tym, że biegałem na mamucie dookoła Dalaranu. Dlaczego? Przeważnie albo czekałem na instancję/battlegrounda, albo z kimś rozmawiałem. Momentami potrafiłem biegać tak około godziny i rozmawiać z kumplem przez Team Speaka. W godzinę mógłbym zrobić kilka dobrych world questów, które przynajmniej przyniosłyby mi jakieś profity, a tak to tylko traciłem moje cenne minuty. Chociaż… przeważnie te rozmowy były dość śmieszne, więc może nie wszystko poszło w otchłań?

Minigierki

Wciągający demon – minigierka. Dlaczego mam ratować świat przed zagładą, skoro mogę przestawiać klocki i nabijać sobie punkty w minigierce, w którą tak naprawdę mógłbym pograć na telefonie, bo przeważnie są robione tym samym stylem? Znów przykład z World of Warcraft, gdzie siedziałem i grałem w Plants vs Zombies, zamiast robić kontent w postaci Legionu. Wesołe zakończenie jest takie, że dostałem bardzo ładny słonecznik jako zwierzątko, więc było warto.

I w sumie to wszystkie rzeczy, które mógłbym Wam wymienić jako te, na których zmarnowałem najwięcej czasu. No chyba, że doliczycie sobie jeszcze to, że czasami stojąc w mieście, oglądałem sobie YouTube’a. A czas się nabijał dalej… A na czym Wy traciliście najwięcej czasu podczas grania? Zapraszam na dół do sekcji komentarzy.