r.

8 gier, które paliły nasze komputery

Branża gier od lat ma się naprawdę dobrze. Ciągły rozwój technologiczny sprzyja powstawaniu gier, które coraz bardziej zbliżają się do fotorealizmu. Jednak z coraz piękniejszymi grami idą coraz większe wymagania sprzętowe. Dlatego dzisiaj zajmiemy się tymi grami, których wymagania sprzętowe były wręcz kosmiczne jak na owe czasy.

Prawie od początku gry dążyły do tego, żeby wyglądać jak najbardziej fotorealistycznie oraz żeby jeszcze bardziej pogłębić wrażenie immersji. Jednak czasami gry zaliczały taki skok technologiczny, że przeciętni użytkownicy nie byli na to przygotowani. Skutkowało to tym, że nawet przez dwa lata po premierze gry tylko mały procent graczy mógł pozwolić sobie na odpalenie danego tytułu. Na szczęście dzisiaj nie widać tego już na taką skalę, ponieważ twórcy dysponują lepszymi narzędziami oraz większymi kwotami, co pozwala im lepiej zoptymalizować swoje dzieło pod praktycznie każdą kombinację podzespołów. Dzisiaj jednak zajmiemy się tytułami, które w dniu premiery dosłownie mieliły podzespoły naszego komputerka.

Quake (1996)

Pierwszy Quake był jednocześnie pierwszą grą-paradoksem. Niby był to pierwszy tytuł, który pozwalał na pełne renderowanie obiektów w 3D (w tych czasach najczęściej stosowano tzw. Sprite’y), ale jednocześnie nie była to gra najpiękniejsza. Jednak to właśnie ona otwiera nasze zestawienie. Żeby w ogóle ją odpalić, potrzebny był komputer wyposażony w procesor Pentium taktowany zegarem 133 MHz, 32 MB pamięci operacyjnej, 128 MB wolnej przestrzeni na dysku oraz karta graficzna wraz z akceleratorem 3D – VoodoFX. Niestety na naszym rodzimym podwórku, żeby pomyśleć w ogóle o graniu w Quake, trzeba było być synem sołtysa. Bowiem komputer z wyżej wymienionymi podzespołami potrafił kosztować nawet powyżej 4 000 zł! Warto dodać, że przeciętne zarobki wynosiły wtedy ok. 700 zł (przeciętne, nie najniższe). Tak więc większość osób musiało obejść się smakiem i grać np. w Duke Nukem 3D, będąc wyposażonym w komputer oparty o procesor 486 DX4 taktowany zegarem 100 MHz, 8 MB RAM oraz dyskiem z zatrważającą pojemnością 800 MB.

Half-Life (1998)

W przypadku pierwszego Half-Life’a sytuacja wygląda podobnie jak z Quake’iem. Za granicą komputer, jaki był wymagany, żeby odpalić pierwszą część przygód Gordona Freemana, był standardem. Bowiem większość osób z Zachodu było stać na Pentiuma II taktowanego zegarem 266 MHz, 32 MB pamięci operacyjnej oraz kartę graficzną z akceleratorem 3D. Wówczas w Polsce standardem był komputer z procesorem Pentium na sockecie 586 taktowany zegarem 166 MHz, 16 MB RAM oraz kartą z oddzielnym akceleratorem VoodooFX. Jednak w przeciwieństwie do Quake’a tutaj wysokie wymagania były usprawiedliwione. W końcu gra ta przyniosła naprawdę duże zmiany w branży gier.

Far Cry (2004)

Jeżeli miałbym wymienić grę, która w swoich czasach wyglądała jak pieśń przyszłości, bez wahania podałbym za przykład pierwszego Far Cry’a. Gra – debiutanckiego wtedy studia Crytek – oparta na autorskim silniku CryEngine, wyglądała wprost fenomenalnie. Świetne tekstury, doskonała fizyka, genialna woda… Można tak wymieniać w nieskończoność. Jeżeli chodzi o optymalizację gry – Crytek stanęło na wysokości zadania. Silnik CryEngine udostępniał graczowi pełno ustawień graficznych, żeby mógł dostosować wygląd gry do swojego, nawet bardzo słabego sprzętu. W końcu gra ruszała nawet na jednordzeniowym Athlonie z zegarem 1 GHz, 128 MB RAM oraz GeForce2. Taki komputer był w zasięgu przeciętnego Kowalskiego. Jednak żeby odpalić Far Cry’a na ultra, wymagany był komputer z Pentiumem 4 taktowany zegarem 2 GHz, 256 MB RAM i kartą Radeon 9250. Podobny komputer, tylko z większą ilością pamięci operacyjnej, kosztował wówczas ponad 3 500 zł.

Gothic 3 (2006)

Gra, która przez wielu jest uważana za upadek serii. W końcu Gothic skończył się na Nocy Kruka. Jednak JoWood nie popisało się tutaj tak bardzo jak Crytek, jeżeli chodzi o optymalizację swojego dzieła. Faktem jest, że trzeci Gothic był grą śliczną, z dużym, otwartym światem, pełnym miast “żyjących własnym życiem”. Jednak wygenerowanie świata takiej wielkości, zamieszkałego przez taką ilość postaci, wymagało sporej mocy obliczeniowej. Najbardziej pożądanym “zasobem” przez Gothica była pamięć RAM, którego gra wymagała aż 1,5 GB, gdzie standardem w Polsce było 512 MB. Ponadto żeby gra działała “płynnie” na naszym komputerze, potrzebny był procesor AMD Athlon 4000+ o taktowaniu 2,6 GHz oraz karta graficzna GeForce 6800. W Polsce taki komputer kosztował ponad 4 000 zł, a przeciętne zarobki Kowalskiego nie przekraczały 1 800 zł.

Crysis (2007)

Kolejna gra na silniku CryEnginge i kolejny megaskok technologiczny. Czegoś takiego nie wyobrażał sobie nikt w tych czasach. Zresztą Crysis kończy w tym roku 10 lat, a nadal potrafi wyglądać lepiej od dzisiejszych produkcji. Niestety, ale pomimo świetnej oprawy graficznej, doskonałego cieniowania, ostrych jak żyleta tekstur czy animacji i fizyki, gra nie oferowała niczego przełomowego. Ot – zwykły shooter, tylko piękniejszy. Bądź co bądź, za taki stan rzeczy było trzeba słono zapłacić. Identycznie jak w przypadku Far Cry’a – twórcy zostawili nam wiele opcji graficznych, które możemy wyłączyć. Jednak żeby gra działała płynnie na ultra, potrzebowaliśmy naprawdę potężnego sprzętu. W końcu w 2007 roku mało kogo było stać na Intel Core 2 Quad z zegarem 2,8 GHz, 2 GB RAM-u oraz kartę graficzną GTX 470.

Assassin’s Creed 2 (2009)

Tutaj z kolei mamy podobną sytuację co z Gothikiem. Wielki świat, z miastami pełnymi ludzi zajmujących się swoimi sprawami, wymagał nie lada mocy obliczeniowej. W dniu premiery spora część osób mogła co najwyżej pomarzyć o odpaleniu gry. Optymalnym zestawem, który mógł uciągnąć grę przy stabilnych sześćdziesięciu klatkach, było wówczas AMD Athlon 64 X2 6000+, 2 GB pamięci operacyjnej oraz karta graficzna wyposażona w 512 MB VRAM, jak na przykład HD 4700. Niestety tutaj identyczna sytuacja, jak z Gothikiem – gra najbardziej wymagała pamięci RAM. W tym przypadku nie ważne, czy graliśmy na wysokich, czy niskich ustawieniach graficznych – zawsze potrzebne było minimum 1,5 GB RAM-u.

Wiedźmin 2: Zabójcy Królów (2011)

Gra, która przez wielu była uważana za początek istnienia studia CDPR na światowej scenie. Na tyle dobra, że została podarowana Barackowi Obamie podczas jego wizyty w Polsce. Świetnie opowiedziana historia zawarta w grze, która przeszła dużo poprawek względem części pierwszej. Zmianie uległ nie tylko system walki. Ulepszono pracę kamery, usprawniony został silnik fizyczny oraz – co oczywiste – grafika została mocno poprawiona. Wszystko to w połączeniu z ogólnym rozmachem produkcji daje nam grę, która miała naprawdę wysokie wymagania. Żeby móc odpalić ją na ultra, potrzebny był bowiem procesor Core 2 Quad Q9650 taktowany zegarem 3 GHz, 4 GB pamięci operacyjnej oraz karta GTX 260.

Wiedźmin 3: Dziki Gon (2015)

Zestawienie zamyka gra, której nie mogło zabraknąć. Ulubiony mem setek ludzi, jeżeli chodzi o kosmiczne wymagania sprzętowe. Od przeróbki z ruskim dzieckiem, które płacze, bo zobaczyło wymagania do Wiedźmina 3, poprzez karty, które rozpoczynają fuzję nuklearną po odpaleniu gry NA NISKICH. Prawdą jest to, że tytuł jest genialnie zoptymalizowany i na niskich ustawieniach pójdzie na większości współczesnych komputerów, wyglądając przy tym nadal ślicznie. Jednak żeby gra działała na najwyższych ustawieniach graficznych, z włączonym Nvidia HairWorks, potrzebujemy nie lada maszyny. Tak więc kończymy zestawienie z procesorem i7 3770, 8 GB RAM oraz karta graficzna GTX 970.

Tak oto przebrnęliśmy przez kolejne zestawienie z grami w roli głównej… Chyba muszę zacząć o czymś innym pisać… Ale mniejsza z tym. Jaka była Wasza pierwsza gra, na którą byliście napaleni, jednak potrzebowaliście zmienić podzespoły w komputerze, bo wymagania przyprawiały Was o zawrót głowy? W moim przypadku był to właśnie trzeci Gothic. Dajcie znać w komentarzu!