Game Over r.

Czy fanserwis niszczy anime?

Czym jest fanserwis w mandze i anime? Czy jest on do czegokolwiek potrzebny? Czy świadczy o poziomie danej produkcji? I dlaczego niektórych tak bardzo irytuje?

Zacznijmy może od tego, że informacje w tym artykule mogą się wydać niektórym oczywiste – mam tu na myśli zwłaszcza tych, którzy obejrzeli już wiele produkcji, mają dosyć duże obeznanie w temacie i wyrobiony gust, jeśli chodzi o japońskie kreskówki, a także o osoby, które wolą oglądać poważne serie czy gustują w anime skierowanych do dorosłych.

Jest to temat, co do którego odbiorcy m&a mogą mieć nieco podzielone opinie – jednych to śmieszy, drugim jest obojętne, a trzecich irytuje do tego stopnia, że nawet zaprzestają poznawania reszty serii (albo nawet się za nią nie zabierają).

Zacznijmy jednak od podstaw, a więc wyjaśnienia tego…

Czym właściwie jest fanserwis?

Fanserwisem nazywamy elementy w mandze lub anime, które są zbędne z punktu widzenia opowiadanej historii, a mają jedynie na celu podekscytować fanów. Są to więc elementy, które nie są niezbędne fabularnie; mają tylko spełnić życzenia fandomu i rozbudzić jego ciekawość/ekscytację.

Do fanserwisu zalicza się głównie zabiegi mające wzbudzić erotyczne skojarzenia/podniecenie u widzów. Są więc to wszelkie sceny tego typu, w których bohaterkom widać bieliznę, eksponuje się ich biust (najczęściej nierealnego rozmiaru), wykorzystuje się fetysze w ubiorze i charakterystyce postaci (np. przebrania za pokojówki, krótkie spódniczki, mundurki), ujęcia ecchi, haremy, podteksty homoerotyczne (zwłaszcza jeśli chodzi o relacje między płcią męską), a także mówiące maskotki i tym podobne (elementy sentymentalne).

Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że jeśli ktoś miał styczność z jakimkolwiek anime (zwłaszcza takim, które fabularnie jest raczej przeciętne), to po przeczytaniu powyższego akapitu doskonale zrozumie, czym jest owy fanserwis. Może on występować właściwie w każdym możliwym gatunku anime. Nie ważne, czy mówimy o komedii, kryminale, science fantasy o życiu w grze komputerowej, czy horrorze, w którym bohaterowie walczą z zombie. Każdy gatunek może być dobry do pokazania w nim scen z wyeksponowanymi kobiecymi biustami i podwiewaniem spódnic (albo uczynienia z nich wręcz głównego wątku). Brzmi znajomo?

 

Czy to jest coś złego?

Tutaj nie ma co za wiele tłumaczyć – anime to biznes. Tak samo jak np. rynek filmowy. Twórcy często starają się dopasować do potrzeb swoich odbiorców i stosują zagrywki, które mają się “sprzedać”. Fanserwis ma na celu przyciągnąć szerszą rzeszę odbiorców i zostawić fandomowi pole do popisu (jeśli chodzi o fan arty, fanfiki, doujiny itp.) – w jakiś sposób ma pobudzać wyobraźnię widzów. Nawet jeśli chodzi o często tanie i niesmaczne chwyty.

Niektórzy są zdania, że twórcy anime próbują nadrabiać braki w treści swoich produkcji właśnie fanserwisem, a niektóre tytuły powstają wyłącznie na jego bazie.

Jednak ocena takich zabiegów to właściwie kwestia indywidualnych upodobań i tego, czego każdy oczekuje od produkcji jako widz. Odchodząc na chwilę od wątku tanich zagrywek z pokazywaniem bielizny bohaterek, nie każdemu przeszkadza, przykładowo, tzw. shippowanie bohaterów, które też przecież jest elementem fanserwisu. W wielu przypadkach niektóre z par mogą mieć mieć jakiegoś rodzaju potwierdzenie w fabule serii, choć oficjalnie dani bohaterowie nie są razem. I choć zdarzają się w fandomie “shipy”, które mogą mieć wątpliwe “podłoże” fabularne (np. dwójka bohaterów, która nawet się ze sobą nie zna), to shippowanie nie jest częścią fandomu tylko anime – jest to powszechne w fandomach wielu gier (choćby LoL-a), seriali, niektórych kreskówek.

Fanserwis, czyli dlaczego przestałem oglądać anime

Wspominam o zjawisku shippowania w fandomie, ponieważ wiem, że jest wiele osób (w tym ja), którym o ile właśnie parowanie bohaterów i fabularne nawiązania do tego nie przeszkadzają, to tak wizualne podteksty erotyczne są czymś nie do przeskoczenia, jeśli chodzi o poświęcanie swojego czasu na jakąś produkcję. Właściwie, bądźmy szczerzy – jeśli weźmiemy jakieś anime z wyższej półki, na poziomie i często przeznaczone dla dojrzałego widza, to raczej nie znajdziemy tam tego typu elementów.

Występowanie elementów fanserwisu w wielu anime w moim odczuciu potwornie spłyca cały przekaz, jaki dana seria może nieść. To znaczy, że nie ważne, jak głęboka nie miałaby być jej fabuła i przekaz – występowanie fanserwisu w takim anime automatycznie sprawia, że twórcy pokazują tym, do jakiego widza kierują swoją produkcję (jeśli chodzi np. o kategorię wiekową). I w większości przypadków jest tak, że jego obecność (i “natężenie”) definiuje grupę odbiorców jako młodszych widzów.

Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że obecność fanserwisu i jego charakter(!) w danej serii mogą pokazywać, na jakim poziomie jest dane anime i z której “półki” pochodzi. Bo pamiętajmy też, że nie wszyscy twórcy wykorzystują mrugnięcia w stronę fanów w oklepany i płytki sposób. Szkoda, że raczej niestety takie przypadki należą do mniejszości.

Istnieją anime, które są dziełem samym w sobie – można je ocenić w ten sposób zarówno pod względem fabuły, jak i “oprawy”, a więc wyglądu animacji czy muzyki. Takie serie często nie potrzebują “chwytów marketingowych”, by zyskać większą rzeszę odbiorców czy pewną renomę wśród nich. A nawet jeśli je stosują, to nie są one rażące, jeżeli chodzi o podteksty erotyczne i inne zabiegi w tym guście.

Ale cóż tu właściwie dużo tłumaczyć – podobnie jak np. na zwykłym rynku filmowym istnieją mało znane perełki warte obejrzenia, to tak inne produkcje muszą się ratować tanimi chwytami i schematami, które dotrą do mniej wymagającego widza – a więc do większości. W przypadku kina może to być sytuacja, w której przykładowo mamy film o poważnej tematyce (np. film historyczny o wojnie), którego niektóre sceny są przeładowane efektami specjalnymi, dorzucony jest wątek w postaci trójkąta miłosnego, a w soundtracku oprócz “zwykłej” filmowej muzyki usłyszymy dubstep. (Może komuś z Was uda się zgadnąć, o jaki film mi chodzi). Wszystko po to, by dotrzeć nie tylko do osób, które są zainteresowane choćby tematyką historii, a do mas.

Choć szczerze przyznam, że już od jakiegoś czasu nie orientuję się w nowościach, jeśli chodzi o rynek mangi i anime, to przestałem się nimi interesować głównie ze względu na masę powtarzających się schematów w fabule i właśnie przeładowanie fanserwisem. Niektóre z tych zabiegów były na tyle odrzucające i irytujące, że przestawałem oglądać serię po ich zobaczeniu – zwyczajnie nie tego szukam i nie to mnie interesuje, szkoda mi czasu.

Właściwie może być to frustrujące, jeśli ktoś szuka dobrego anime z niebanalną fabułą, a natrafia wciąż na te same schematy.


Jednak każdy szuka czego innego, jeśli chodzi o oglądanie anime – jak już wspomniałem, ocena tego zależy od indywidualnych upodobań i gustów. Jakie jest więc Wasze zdanie na ten temat? Macie podobne odczucia, jeśli chodzi o japońskie animacje i zjawisko fanserwisu, czy wręcz przeciwnie – podoba się to Wam? A może kompletnie nie przeszkadza, jeśli chodzi o czerpanie przyjemności z oglądania? Możecie się podzielić swoimi opiniami w komentarzach.

PS. Jeśli interesuje Was z jakiego anime pochodzi dany obrazek wstawiony w tym artykule, zerknijcie na jego adres URL.