League of Legends r.

Wyznanie złamanego ostrza: część druga

Czas na kolejną część opowieści z Riven i Yasuo - dzisiaj przyszła pora na... a, zresztą sami zobaczcie! Wygląda to naprawdę nieźle!

Część pierwsza:

[Nowe opowiadanie] Wyznanie złamanego ostrza: część pierwsza + 2 strony z komiksu!


null badge

— II —

Zachmurzone niebo przejaśniło się w trakcie obrad sądu. Gdy wielkie drzwi z tyłu sali otworzyły się ponownie, Riven widziała, że pomieszczenie pełne mieszkańców wioski dzieli pojedynczy promień słońca. Wkroczyła do sali, co poruszyło powietrze w środku, niczym wypuszczenie wstrzymywanego oddechu.

Drzwi zamknęły się za nią. Dwóch wojowników-kapłanów poprowadziło ją szerokim przejściem rozdzielającym tłum. Sala w budynku rady ponownie pogrążyła się w przygnębiającym mroku rozświetlanym jedynie przez cylindryczne lampiony zwisające z rzeźbionego sklepienia. Słyszała, jak Shava Konte głośno przełyka ślinę.

Wiedziała, kogo widzieli. Kobietę o białych włosach poprzetykanych słomą, która spędziła ciężką noc w kamiennej celi. Nieznajomą. Wroga. Córkę Noxusu.

Zmęczenie przykleiło się do niej niczym błoto z pola do jej ubrań. Jej dusza była zesztywniała i zniekształcona, leczy gdy zauważyła staruszka siedzącego na stołku, ożywiła się odrobinę.

Spojrzała na trójkę sędziów siedzących na podwyższeniu przed nią. Siedzący pośrodku i sprawiający wrażenie surowego nakazał Riven usiąść.

Riven odmówiła siadania na drewnianym krześle ukształtowanym przez magię. Rozpoznała strażnika jako dowódcę jeźdźców, którzy przybyli na pole staruszków. Jego wąskie usta rozciągnęły się w tym samym aroganckim uśmiechu.

— Jak sobie chcesz, będzie ci tylko trudniej.

Sam usiadł na krześle z dużą satysfakcją. Środkowy sędzia spojrzał na niego z przestrogą i przemówił do Riven.

— Wiem, że nie pochodzisz stąd. Tutejszy dialekt jest trudny do zrozumienia. Będę przemawiał w potocznej mowie, abyśmy zrozumieli się lepiej.

Jak większość Noxian, Riven opanowała mowę potoczną Ionii w wystarczającym stopniu, aby wydawać polecenia, ale w każdej wiosce występował inny akcent preferowany przez mieszkańców. Skinęła głową i czekała.

— Jak się nazywasz?

— Riven — odparła. Jej gardło było wysuszone, a głos ochrypły.

— Dać jej wody.

Strażnik wstał i niedbale podał jej bukłak. Riven spojrzała na niego, ale nie napiła się.

— To tylko woda, dziecko — rzekł siedzący z boku sędzia, pochylając się nad stołem. — Boisz się, że cię otrujemy?

Riven potrząsnęła głową, odmawiając wody. Odchrząknęła, gotowa mówić bez żadnej pomocy. Strażnik zacisnął usta i wziął wielki łyk, a strużka spłynęła z kącika jego ust. Uśmiechnął się do niej triumfalnie.

— Sprowadzono cię tutaj — przerwała sędzia, przyciągając uwagę Riven ponownie w stronę trzech postaci w szatach oraz zebranego tłumu — ponieważ chcemy usłyszeć, co masz do powiedzenia.

— Nie jestem skazywana?

Sędzia skryła zaskoczenie.

— Nie wiem, jak wymierza się sprawiedliwość tam, skąd pochodzisz, ale tu wierzymy, że najpierw trzeba w pełni zrozumieć sprawę i poznać wszystkie fakty — przemawiała do Riven, jakby ta była dzieckiem. — Podejrzewamy, że posiadasz wiedzę na temat niezwykle ważnego wydarzenia. Jeżeli to, co powiesz, ujawni zbrodnię, możliwe, że zostaniesz odpowiednio skazana i ukarana.

Riven przeniosła wzrok z sędzi na Asę i ponownie go cofnęła. W Noxusie sprawiedliwość była często wymierzana poprzez walkę. Przy odrobinie szczęścia trwało to krótko i kończyło się na ostrzu broni. Riven spojrzała na sędzię ostrożnie. — Co chcecie wiedzieć?

Sędzia odchyliła się do tyłu. — Skąd pochodzisz, Riven?

— Nie posiadam ojczyzny.

Zwężające się oczy sędzi powiedziały oskarżonej, że jej słowa odczytano jako opór. Sędzia o haczykowatym nosie zrobiła przerwę, analizując jej odpowiedź. — Musiałaś się gdzieś urodzić.

— Na farmie w Trevale — Riven spojrzała na staruszka. — W Noxusie — przyznała.

W sali, którą wypełniała cisza umożliwiająca więźniarce mówienie, wszyscy nabrali powietrza.

— Rozumiem — powiedziała sędzia. — I nie nazywasz już tego miejsca domem.

— Czy jeśli w domu próbują cię zabić, to nadal jest to twój dom?

— W takim razie jesteś wygnańcem?

— To by znaczyło, że pragnę tam wrócić — odparła Riven.

— A nie pragniesz?

— Noxus nie jest już taki jak kiedyś — w głosie Riven rozbrzmiała niecierpliwość. — Czy możemy kontynuować?

— Niech tak będzie — ton sędzi był niezwykle spokojny i denerwował Riven bardziej niż pętające ją kajdany. — Przybyłaś wraz z noxiańską flotą, czyż nie?

— Tak mi się wydaje.

— Jak to: „Tak ci się wydaje”? — Sędzia wyglądała na zbitą z tropu.

— Nie pamiętam — odparła Riven. Spojrzała na tłum i kątem oka zobaczyła Shavę. Staruszka kiedyś zadała jej podobne pytanie. Riven potrząsnęła głową. — Czy to ma znaczenie? Wydarzyła się bitwa. Pochłonęła wiele istnień. Tylko tyle wiem.

Bolesne wspomnienie o wojnie, które tliło się w umysłach tłumu, zaczęło płonąć prawdziwym ogniem po słowach Riven. Wszyscy na sali próbowali naraz wstać. Przepychali się łokciami i krzyczeli.

Ktoś się wydarł. — Noxiańskie ścierwo! Mój syn przez ciebie nie żyje!

Spleśniały owoc jajeczny przeciął powietrze i trafił Riven w szyję. Sfermentowany miąższ i sok powoli spłynęły po jej plecach. Powietrze wypełnił zapach zgnilizny niczym odór śmierci. Riven nie pozwoliła, by skojarzenie to przeniosło ją do tego odległego momentu z przeszłości. Zamknęła oczy i zaczęła oddychać ustami.

Wnet tłum wybuchł. Riven wiedziała, jak to wyglądało — ludzie uważali, że była obojętna na to, co spotkało tych ludzi. — Proszę — wyszeptała pod nosem, niepewna, czy prosi tłum o uspokojenie się, czy też zachęca ich do wylania na nią całego ledwie powstrzymywanego gniewu.

W odpowiedzi na jej pomruk więcej owoców jajecznych wylądowało na kamiennej posadzce. Riven dostała jednym w łydkę. Zachwiała się, próbując otrzymać równowagę, mając skute ręce.

Sędzia podniosła się, górując nad siedzącymi wieśniakami i Riven. Naraz uderzyła kasztanową kulą o stół, aż jej szata zafalowała. Drewniane ławy zaczęły jęczeć, skrzypieć i wyginać się wedle jej woli.

— Na tej sali ma zapanować spokój!

Reprymenda uciszyła mieszkańców wioski.

— Tak, Riven, Rada pamięta te czasy — mówiła dalej sędzia. — Wielu Ionian… i Noxian… zginęło. A ty?

Właśnie to pytanie dręczyło Riven. Dlaczego ona została oszczędzona, a inni nie? Nie potrafiła znaleźć satysfakcjonującej odpowiedzi. — Wygląda na to, że ja nie — odrzekła cicho.

— Otóż to — na twarzy sędzi pojawił się chłodny uśmiech.

Riven wiedziała, że nie mogła zrobić wiele, by ukoić pogrążony w żałobie tłum. Była im winna prawdę, lecz nie mogła jej wyznać. Jej pamięć o tamtym czasie była w kawałkach. Opuściła głowę.

— Nie pamiętam — powiedziała Riven.

Sędzia wciąż zadawała pytania. Riven wiedziała, że to jedynie podsyci atmosferę gniewu na sali i tym samym pozwoli na więcej docinek ze strony tłumu.

— Od jak dawna przebywasz na tych ziemiach?

— Nie pamiętam.

Jakim sposobem znalazłaś się w tej wiosce?

— Nie pamiętam.

Czy kiedyś już tutaj byłaś?

— Nie… — Riven się zawahała, nie była w stanie przypomnieć sobie chwili, która mogłaby przynieść jej odpowiedź. — Nie potrafię sobie przypomnieć.

— Czy spotkałaś się ze Starszym Soumą?

To imię coś w niej poruszyło. Przez myśl przemknęło jej wspomnienie, jednocześnie mgliste i wyraźne. Gniew wypełnił pustą przestrzeń, w której kiedyś była jej przeszłość. Została zdradzona. Zdradziła.

— Nie pamiętam! — wykrzyczała sfrustrowana Riven, aż zatrzeszczały jej kajdany.

— Wojna łamie wiele rzeczy — powiedziała kojącym tonem sędzia. — Niektórych z nich nie możemy zobaczyć.

Riven uspokoiła się w obliczu tych oświecających słów. — Nie potrafię sobie przypomnieć — powiedziała z większą dozą opanowania.

Sędzia skinęła głową. — Na sali są inni, którzy są w stanie opowiedzieć o tym, czego ty nie pamiętasz.


Riven patrzyła, jak staruszek powoli idzie w stronę stołka dla świadków, ustawionego przed sędziami. Trzęsły mu się palce, gdy wygładzał kilka zbłąkanych włosów na swoich brwiach.

— Asa Konte — powolnie odezwała się sędzia. — O-fa, dziękuję, że zechciałeś podzielić się z nami swoją wiedzą.

Staruszek kiwnął głową.

— Czy znasz tę kobietę, tę o imieniu Riven? — zapytała sędzia.

— Tak — odparł Asa. — Przyszła do nas na początku poprzedniej pory deszczowej.

— Do nas?

— Do mnie i Shavy, mojej żony.

Sędzia spojrzała na Mistrzynię Konte, która wciąż nie mogła wygodnie usadowić się na ławce z przodu sali. Sędzia wskazała na Riven.

— Przyszła do was?

— Cóż, znalazłem ją na naszym polu — niepewnie odparł staruszek. — Tej nocy uciekł nam cielak. Poszedłem go szukać o świcie. Zamiast cielaka znalazłem ją.

Pomruki zaskoczenia i zaniepokojenia znów podniosły się w tłumie.

— Szpieg!

— Będzie ich więcej!

— Musimy się zabezpieczyć!

Sędzia położyła dłoń na ciężkiej drewnianej kuli przed sobą. W pokoju zapanowała cisza. — Czego chciała, Mistrzu Konte?

Staruszek znów wygładził swoje brwi i spojrzał na Riven. Wzrokiem błagał o przebaczenie.

— Chciała umrzeć, wysoki sądzie — powiedział cicho.

Sędzia się nachyliła.

— To był początek pory deszczowej — ciągnął dalej Asa. — Była całkowicie przemoczona i trzęsła się w gorączce. Jedynym, co trzymało ją przy życiu, była noxiańska wola walki.

— Wiedziałeś, że jest Noxianką?

— Miała ze sobą broń, ostrze, na którego pochwie widniała inskrypcja w ich ojczystym języku. Żaden Ioniańczyk nie skalałby się taką bronią.

Sędzia zacisnęła wargi. Mistrzu Konte, czy poniosłeś poważne straty podczas inwazji?

— Tak, pani sędzio — odparł staruszek. Spojrzał na żonę. — Dwóch synów.

— Co zrobiłeś z tą kobietą?

Staruszek wziął głęboki oddech.

— Zabrałem ją do domu, do Shavy — odpowiedział.

Na sali znów podniósł się pomruk, kwestionujący pobłażliwość staruszka względem wroga, który był tak bezlitosny. Na twarzach zebranych malował się ból spowodowany stratą. Konflikt dotknął każdego członka ich społeczności. Staruszek podniósł głowę i obrócił się w kierunku tłumu, rzucając wyzwanie ich zatwardziałym sercom.

— Moi synowie… Moi chłopcy… Niebo już dawno oczyściło ich kości. Czy ci, których straciliśmy, chcieliby, byśmy umarli z żalu?

Riven dostrzegła, że staruszek wymienił się spojrzeniem z żoną. Oczy Shavy były załzawione.

— Nie byliśmy na to gotowi, ale… — głos staruszka zadrżał. — Ale skoro jeszcze żyjemy, to nic dobrego nie wyjdzie z rozwodzenia się nad przeszłością.

Shava zagryzła dolną wargę i się wyprostowała. Czekała, aż ktoś powie złe słowo o jej wyborze. Asa odwrócił się od wzroku tłumu. Siedział na skrzypiącym stołku, twarzą do sędzi.

— Tak wielu ludzi umarło. Nie byłem w stanie przyczynić się do śmierci kolejnego człowieka — wyjaśnił. — Spokojnie pomogliśmy jej doprowadzić się do ładu i zaoferowaliśmy wszystko, co mieliśmy.

Sędzia chłodno przytaknęła. Riven obserwowała, jak sędzia przyglądała się jej koszuli oraz spodniom, w myślach podwijając rękawy. Wiedziała, co wyobraziła sobie sędzia, ponieważ już wielokrotnie o tym myślała od momentu, gdy staruszka pokazała ubrania. Były przeznaczone dla młodego mężczyzny o głowę wyższego od niej. Być może dla kogoś o uśmiechu Shavy lub oczach Asy.

Dla Riven ubrania stanowiły ciągłe przypomnienie o własnej słabości. To dzięki tej niepełnej rodzinie nabrała nadziei, dzięki niej zaczęła wierzyć, mimo że tyle lat spędziła pod flagą Noxusu, walcząc na śmierć i życie.

— Kiedy odzyskała siły, chciała pracować w polu — kontynuował staruszek. — Jesteśmy starzy. Każda ręka do pracy się przyda.

— Czy ty i twoja żona nie obawialiście się o swoje życie?

— Dziewczyna nie chce mieć nic wspólnego z Noxusem. Nienawidzi go.

— Tak ci powiedziała?

— Nie — odparł. — Nie mówiła nic o swojej przeszłości. Shava raz ją zapytała, ale ona milczała jak grób. Zauważyliśmy, że sprawia jej to ból, więc więcej już jej nie pytaliśmy.

— Jeżeli nic nie powiedziała, to skąd wiesz, jakim uczuciem darzy swoją ojczyznę?

Mistrz Konte przetarł zmęczone oczy. Riven zauważyła, że staruszek był zakłopotany, jakby miał wypowiedzieć nieswoje słowa. Mówił szybko, uświadomiwszy sobie, że otacza go tłum.

— Majaczyła w malignie, pani sędzio — odpowiedział. — Tej nocy, kiedy do nas przyszła. Coś, co do niej należało, coś, o co bardzo się troszczyła, zostało złamane. Dlatego właśnie znienawidziła Noxus.

— Czy wiesz, o czym mówiła?

— Tak mi się wydaję, pani sędzio — staruszek powoli kiwnął głową. — Rękojeść jej broni została przytroczona do pochwy. Cztery dni temu widziałem, jak ją odwiązuje. Dostrzegłem, że ostrze było złamane.

Riven była przekonana, że tamtego dnia w stodole obserwował ją tylko gruby kot polujący na myszy.

Ludzie w tłumie wymienili między sobą kilka niepochlebnych komentarzy o jakości noxiańskich broni.

— Co zrobiłeś z tą wiedzą, Mistrzu Konte?

— Zabrałem ostrze do świątyni.

Sędzia o orlim nosie przechyliła głowę i spojrzała na staruszka. — W jakim celu?

— Miałem nadzieję, że kapłanom uda się je naprawić. Wierzyłem, że jeżeli ostrze znów będzie całe, uda jej się wygnać upiory, które ją dręczą — pomimo gwałtownej reakcji tłumu, staruszek spoglądał na kajdany pętające ręce Riven. — Wierzyłem, że odnajdzie po tym spokój ducha.

— Mistrzu Konte, dziękuję za podzielenie się swoją wiedzą z radą — powiedziała sędzia, zimnym wzrokiem uciszając zgromadzenie. — Świadek jest wolny.

Rzuciła wzrokiem na rozwinięty pergamin, a potem na strażnika.

— Wnieście broń.


Riven patrzyła, jak dwóch kapłanów ze świątyni dźwigało spory kawałek drewna owinięty tkaniną w kolorze lawendy. Ostrożnie położyli go na stole przed sędziami z rady. Wojownik-kapłan zrobił krok do przodu. Widać było, że jest wysoki stopniem, ponieważ jego drewniane naramienniki i napierśnik były żłobione.

— Odsłoń broń — rozkazała sędzia.

Kapłan odciągnął lawendową tkaninę, ukazując broń i pochwę większą od pawęży. Na pokrowcu wyryty był nieczytelny zapis w języku ur-noxiańskim. Jego ukośne kąty diametralnie różniły się od płynnego ioniańskiego pisma. Lecz to ostrze przyciągnęło uwagę sędziów. Było tak szerokie i ciężkie, że swoim ciężarem mogłoby złamać rękę wyćwiczonemu wojownikowi, nie wspominając już o wątłej dłoni kobiety stojącej przed nimi w kajdanach. Riven pomyślała sobie dokładnie to samo, gdy po raz pierwszy ujrzała tę broń.

Lecz teraz ostrze nie stanowiło całości, a było jedynie zbiorem małych odłamków. Wyglądało jakby rozpruły je jakieś potworne szpony. Choć było złamane i surowe, to na tle miękkiej ioniańskiej tkaniny wydawało się przerażające, a pięć jego największych kawałków było zagrożeniem samym w sobie.

Sędzia spojrzała na Riven. — Ta broń należy do ciebie.

Riven przytaknęła.

— Wydaje mi się, że jej stan utrudnia posługiwanie się nią — powiedziała pod nosem sędzia.

Kilku zebranych zachichotało.

Wojownik-kapłan nagle się wzdrygnął. — Ta broń jest zaklęta, pani sędzio. Noxianie przelali magię w to ostrze — jego głos był przepełniony odrazą.

Riven nie wiedziała, czy sędzia słuchała kapłana. Kobieta nieobecnie kiwała głową i wodziła wzrokiem po ostrzu, aż znalazła lukę, puste miejsce, które Riven tak bardzo starała się wypełnić. Orli nos sędzi nagle drgnął.

— Brakuje kawałka.


Młody nowicjusz ze świątyni nerwowo kręcił się przed radą.

— Nowicjuszu, czy ta broń jest bronią, którą Mistrz Konte oddał do świątyni?

— Tak, pani sędzio.

— Czy to ty powiadomiłeś sąd o sytuacji?

— Tak, pani sędzio.

— Skąd wiedziałeś, że ta broń wzbudzi nasze zainteresowanie?

Riven widziała, jak nowicjusz wyciera ręce w swoją długą szatę. Jego twarz była blada. Wyglądał jakby miał zaraz zemdleć albo zwrócić na kamienną posadzkę.

— Nowicjuszu? — naciskała sędzia.

— Zajmuję się czyszczeniem kości, pani sędzio — słowa wylały się z ust młodzieńca. Jego ręce zwisały jak stopiony wosk na świecy. — Pracuję dla starszyzny. Gdy ciała Starszych zostaną pozostawione niebu, zbieram i preparuję ich kości.

— Nowicjuszu, doskonale zdaję sobie sprawę z obowiązków związanych z twoim zawodem. Co masz wspólnego z tą bronią?

— To to samo ostrze.

Sędzia była wyraźnie zdziwiona słowami nowicjusza. Podobny wyraz twarzy mieli wszyscy zebrani na sali. Jednakże Riven czuła nieprzyjemne mrowienie skóry.

— Kiedy preparowałem kości Starszego Soumy… po jego śmierci… w świątyni… znaczy się…

Wielu straciło wątek, słuchając zagmatwanych wyjaśnień nowicjusza. Zamiast mówić dalej, wyciągnął małą jedwabną sakiewkę spośród fałd szaty i zaczął ją otwierać długimi palcami. Wyciągnął z niej kawałek metalu i wzniósł go wysoko. — Ten metal, pani sędzio. To ten sam metal, z którego wytopiono złamane ostrze.

Nowicjusz pomknął ze swojego miejsca w stronę sędzi, a ona wzięła od niego odłamek i obróciła go w palcach. Nawet z daleka metal wydawał się podobny do złamanego ostrza.

Żołądek Riven podszedł jej do gardła. To właśnie była część przeszłości, której szukała, część, w której odnalezienie przestała wierzyć. Wszystko zaczęło łączyć się w jedną całość, rozświetlając mroczny i zapomniany zaułek jej umysłu. Poczucie winy, które schowała głęboko, wreszcie miało ujrzeć światło dzienne. Przygotowała się zatem na to, co miało nadejść.

— Gdzie to znalazłeś? — zapytała sędzia.

Nowicjusz odchrząknął. — W kręgach szyjnych Starszego Soumy.

Ludzie zebrani na sali wstrzymali oddech.

— Nie wspominałeś o tym wcześniej? — oczy sędzi zwęziły się, gdy patrzyła na nowicjusza.

— Wspominałem — odrzekł, desperacko próbując patrzeć na kogokolwiek innego niż wojownika-kapłana, który stał obok złamanego ostrza Riven. — Lecz mój mistrz powiedział, że to nic takiego.

Sędzia nie miała kłopotów z patrzeniem na kapłana.

— Podejdź — zażądała. Podała mu kawałek poszarpanego metalu. — Połóż go obok reszty.

Wojownik wlepiał wzrok w nowicjusza, lecz wykonał dany mu rozkaz. Podszedł do ostrza Riven, w ostatniej chwili odwracając się do sędzi. — Wysoki sądzie, czarna magia wypełnia tę broń. Nie wiemy, co ten kawałek może sprawić.

— Kontynuuj — ton sędzi nie pozostawiał miejsca na dyskusje.

Kapłan obrócił się na pięcie. Wszyscy zebrani na sali patrzyli, jak wziął okruch kutego metalu i położył obok reszty, w sztychu złamanego ostrza.

Broń nie wydała żadnego dźwięku.

Sędzia lekko westchnęła. Riven cały czas patrzyła na staruszka i jego żonę. Wiedziała, że za chwilę stracą wszelką nadzieję. Niełatwo było jej zaakceptować fakt, że na tym świecie było coś wartościowego nawet dla kogoś tak zepsutego, jak ona. Największy ból sprawiała jej wiara staruszków w jej ulotną niewinność, ponieważ wiedziała, że cała jej domniemana dobroć miała zaraz obrócić się w kłamstwo. Prawda o jej przeszłości była ostrzejsza niż jakiekolwiek ostrze i boleśniejsza niż jakakolwiek rana.

Riven usłyszała, jak miecz zaczął szumieć. — Proszę — rzuciła. Próbowała przebić się przez hałas panujący w budynku. Próbowała przezwyciężyć swoje ograniczenia. — Proszę, musicie posłuchać.

Wibracje narastały. Teraz były już wyczuwalne i słyszalne. Mieszkańcy wioski zaczęli panikować. Przepychali się w drodze do drzwi. Sędzia wstała szybko, wyciągając dłonie w kierunku drewnianego stołu i znajdującego się na nim złamanego miecza. Krawędź stołu zaczęła rosnąć i się wykręcać. Z drewna wystrzeliły zielone gałęzie, które niczym ręce objęły broń, ale Riven wiedziała, że ta magia nic nie zdziała.

— Wszyscy, na ziemię! — wykrzyczała Riven, lecz wysoki, piszczący dźwięk dobywający się z ostrza stłumił głos jej i wszystkich innych.

Wnet cała moc eksplodowała runiczną energią i roztrzaskanym w drzazgi drewnem. Podmuch wiatru zdmuchnął z nóg wszystkich stojących.

Twarze tłumu leżącego teraz na ziemi zwróciły się w kierunku Riven.

Jej usta były zimne, a policzki zaszły czerwienią. Upiory jej umysłu i wspomnienia, które zakopała, znów żyły pełnią życia i stały nad nią. Wśród nich byli ioniańscy rolnicy, synowie i córki, mieszkańcy tej wioski, którzy nie ukorzyli się przed Noxusem. Patrzyli na nią. Dręczyli ją. Wiedzieli o jej poczuciu winy. Wśród nich byli też wojownicy, jej bracia i siostry w boju. Chętnie poświęciliby się ku chwale imperium, lecz Riven ich zawiodła. Prowadziła ich pod flagą Noxusu, flagą, która była obietnicą domu i życiowego celu. Ostatecznie jednak zostali zdradzeni i odrzuceni. Wszyscy uśmierceni okropną trucizną wojny.

Teraz te upiory stały razem z żywymi — z obserwatorami, których powaliła moc ostrza. Mieszkańcy wioski szybko wstali, ale Riven wciąż błądziła myślami po dawnej dolinie. Nie mogła oddychać. Śmierć ją dławiła, zatykała nos i gardło.
— Nie, ci umarli nie są prawdziwi — wmówiła sobie. Spojrzała na Asę i Shavę, a oni na nią. Stały przy nich dwa cienie. Jeden z oczami staruszka, natomiast drugi z ustami podobnymi do ust Shavy. Staruszkowie przywarli do siebie i stanęli pewnie, ślepi na straszliwą przeszłość, która ich otaczała.

— Dyeda — powiedziała staruszka.

Riven nie mogła już dłużej wstrzymywać swojego poczucia winy i wstydu.

— Zrobiłam to — słowom, które wydobyły się z ust Riven, towarzyszyła pustka. Była gotowa poddać się losowi, który mieli zgotować jej ci ludzie. Była gotowa zostać osądzoną i odpowiedzieć za swoje zbrodnie.

— Zabiłam waszego Starszego — powiedziała, nie mogąc złapać tchu. Jej szorstkie wyznanie rozeszło się po pokoju. — Zabiłam ich wszystkich.