League of Legends r.

Evelynn: zaktualizowana biografia i opowiadanie

Ciekawi, co po reworku zmieni się w życiu nowej Eve? No, trochę tego jest...

Evelynn – biografia

W mrocznych zakątkach Runeterry demoniczna Evelynn poszukuje następnej ofiary. Wabi ją, przyjmując ludzką, ponętną postać kobiety, a gdy ta ulegnie jej wdziękom, pokazuje swoje prawdziwe ja. Następnie poddaje ofiarę niewyobrażalnym mękom, zaspokajając się jej bólem. Dla demonicznej Evelynn tego typu przygody to jedynie niewinne romanse. Natomiast dla reszty Runeterry to makabryczne opowieści o pożądaniu, które wymknęło się spod kontroli, i przerażające przypomnienie o tym, do czego może doprowadzić nieokiełznana żądza.

Evelynn nie zawsze była zdolną łowczynią. Pojawiła się wiele wieków temu jako coś prymitywnego, bezkształtnego i ledwo świadomego. Ta rodząca się wiązka cienia żyła przez całe stulecia, odrętwiała i niepobudzana przez żadne bodźce. Możliwe, że pozostałaby w takim stanie, gdyby świat nie pogrążył się w konflikcie. Wojny Runiczne, jak z czasem zaczęły być nazywane, sprowadziły na świat olbrzymie cierpienie, wcześniej zupełnie nieznane.

Gdy mieszkańcy Runeterry zaczęli odczuwać ból, udręczenie i stratę, cień się przebudził. Nicość, którą znał do tej pory, została zastąpiona obsesyjnymi wibracjami cierpiącego świata. Istota zadrżała z ekscytacji.
Gdy Wojny Runiczne coraz bardziej eskalowały, cierpienie na świecie stało się tak wielkie, że cień prawie eksplodował. Karmił się całym cierpieniem Runeterry, które było dla niego czystą przyjemnością. To uczucie nasycało istotę i wraz z upływem czasu przekształciła się w coś innego. Stała się demonem, wygłodniałym widmowym pasożytem, który żywił się podstawowymi ludzkimi emocjami.

Gdy wojny dobiegły końca, a cierpienie na świecie osłabło, demon począł odczuwać desperację. Jedyna przyjemność, jaką znał, pochodziła z cierpienia innych istot. Bez ich bólu nie czuł nic, tak jak na początku istnienia.

Skoro świat nie chciał zapewnić cierpienia, którego demon potrzebował do życia, to musiał sam o nie zadbać. Musiał zadawać ból innym istotom, aby ponownie poczuć to upojenie.

Z początku łapanie ofiar stanowiło dla demona wyzwanie. Potrafił przemieszczać się potajemnie, kryjąc się w cieniach, ale żeby dotknąć człowieka, musiał się zmaterializować. Poczynił kilka prób stworzenia fizycznego ciała ze swojej cienistej powłoki, ale każdy wytwór był bardziej potworny i potencjalne ofiary uciekały w panice.

Demon zdał sobie sprawę, że musi przyjąć kształt, który będzie bardziej atrakcyjny dla ludzi i nie tylko sprowadzi ich w jego szpony, ale także zapewni im ekstazę, dzięki której ich ból będzie jeszcze słodszy.
Kryjąc się w cieniu, zaczął obserwować tych, którymi pragnął się żywić. Stworzył ciało, które miało się im podobać, nauczył się mówić to, co chcieli usłyszeć oraz chodzić w sposób, który przyciągał ich uwagę.
W ciągu kilku tygodni demon dopracował swoje kształty, wabiąc dziesiątki zauroczonych ofiar, by następnie torturować je aż do śmierci. Mimo że wielce rozkoszuje się bólem każdej swojej ofiary, zawsze chce więcej. Pragnienia każdego człowieka są zbyt małe, i zawsze gasną za szybko. Ich ból, zbyt ulotny, aby dać Evelynn coś więcej niźli tylko niewielki kąsek przyjemności, pozwala jej przetrwać jedynie do kolejnego karmienia.
Z utęsknieniem czeka dnia, w którym uda się jej pogrążyć świat w absolutnym chaosie, aby mogła powrócić do egzystencji w czystej, niczym nieskrępowanej ekstazie.

Evelynn – opowiadanie

Najwspanialsza stokrotka

Evelynn przemknęła zatłoczoną ulicą, a jej cień idealnie zlewał się z nocą. Jej oczy rozbłysły, chociaż zauważyłby to tylko najbardziej uważny obserwator. Pijacy, marynarze i ladacznice rozmawiali na pobliskiej ulicy, kompletnie nieświadomi przyglądającego się im demona. Za to demon widział ich wyraźnie i oceniał uważnie.

Wzrok Evelynn spoczął na mężczyźnie leżącym w rynsztoku, który ściskał butelkę wina. Normalnie nie zwróciłaby uwagi na kogoś w takim stanie. Jednakże nie pożywiała się od wielu dni i była na tyle zdesperowana, że przeszło jej przez myśl wykorzystanie pijaczyny. To byłoby tak proste. Wystarczyło, że zwabiłaby go do jednej z licznych uliczek z dala od światła lamp.

Myśl przepadła, gdy zobaczyła karalucha pełzającego mu po twarzy. Mężczyzna był zbyt pijany, by coś poczuć. Jego ekscytacja byłaby zbyt płytka i przytłumiona, pozbawiona tego błagalnego pragnienia, które uwielbiała widzieć u ofiar przed ich zgładzeniem. Mogłaby zedrzeć skórę z całej jego ręki, zanim wydałby z siebie krzyk.

I w tym był problem. W trakcie niezliczonych posiłków Evelynn świetnie poznała swój gust kulinarny, preferowała — nie, potrzebowała — aby jej ofiary czuły każde ukłucie, ugryzienie i każdy kawałek ciała, który odrywała pazurami. Człowiek w tym stanie nic by nie poczuł, przez co nie był wart jej zachodu.

Zignorowała pijaka i kontynuowała wędrówkę ulicą, mijając okna pobliskiej tawerny. Gruba kobieta głośno uderzyła drzwiami i wytoczyła się na ulicę, ściskając w dłoni zjedzoną do połowy nogę indyka. Przez chwilę Evelynn brała ją pod uwagę, jak mogłaby zwabić ją wprost w swe ramiona, gdzie przeszłaby prawdziwe piekło.

Przyglądała się, jak kobieta pochłania resztę mięsa, zupełnie nie rozkoszując się jego smakiem. Gdzieś głęboko w sobie skrywała coś, pewną melancholię, która splamiłaby całe doświadczenie.
Evelynn sama wolała zadawać ból.

Ruszyła dalej, przemykając wśród cieni miasta. Minęła kolejnych dwóch pijaków, przeszła obok błagającego o jałmużnę żebraka i pomiędzy kłócącą się parą. Nikt jej ani trochę nie zainteresował. Zadawanie im bólu przypominałoby zrywanie zwiędłego kwiatu. Wolała, żeby jej stokrotki były odpowiednio wyrośnięte i zdrowe, ponieważ ścinanie takich dawało jej największą satysfakcję.

Naszła ją przerażająca myśl. Być może popełniła błąd wybierając to przeklęte odludzie na swój teren łowiecki. Być może, w każdej chwili, ekscytacja związana z ostatnią ofiarą przestanie być odczuwalna i pozostanie tylko nicość — całkowicie pusta przestrzeń w jej wnętrzu, gdzie powinny być uczucia.
I wtedy go zobaczyła…

Tryskający energią dżentelmen wyszedł z jednej z burżujskich tawern. Był bardzo szykowny, jednocześnie nie będąc szpanerskim. Nucił pod nosem żwawą melodię, wędrując ulicą. W ręku ostrożnie niósł bukiet kwiatów.

Evelynn zadrżała z ekscytacji, a dwie wici na jej plecach zadrżały z podniecenia. Nawet z tej odległości wyczuła, że mężczyzna był niezwykle pewny siebie. Ruszyła za nim, starając się za wszelką cenę nie stracić go z oczu ani nie ostrzec o swojej obecności.

Wędrował przez prawie pół godziny, zanim skręcił w długi trotuar prowadzący do stosunkowo niedużej, kamiennej posiadłości. Na jego końcu przekroczył ciężkie drewniane drzwi i wszedł do swego domu. Evelynn z wielką uwagą patrzyła w okna, które jedno po drugim rozświetlały się ciepłym światłem świec. Zgrabna kobieta ubrana w szlafrok powitała mężczyznę radosnym uściskiem. Udała lekkie zaskoczenie, gdy zobaczyła kwiaty, a następnie umieściła je w czystym wazonie, tuż obok starego bukietu.

Zainteresowanie Evelynn wzrosło.

Chwilę później dwójka małych dzieci wbiegła do pokoju i chwyciła mężczyznę za nogi, uśmiechając się szeroko. Mimo że scena wyglądała jak definicja radosnego domu, Evelynn wiedziała, co odkryje, jeśli powęszy trochę mocniej.

Czekała cierpliwie, obserwując gasnące po kolei świece, dopóki oświetlony nie pozostał tylko salon. Mężczyzna był sam, siedział w fotelu i palił fajkę. Evelynn wypełzła z cienia, a jej mroczne, widmowe kończyny przyjęły materialną postać. Demoniczne wici zniknęły za jej plecami, obnażając kobiecą figurę, tak krągłą, że niemożliwą do zignorowania.

Jej biodra kołysały się na boki, gdy wędrowała trawnikiem w kierunku okna. Była na wyciągnięcie ręki od okna, gdy mężczyzna na jej widok zerwał się na nogi, a fajka prawie wypadła mu z ust. Evelynn poruszyła palcem, zachęcając mężczyznę, aby dołączył do niej na zewnątrz.

Ruszył on do frontowych drzwi, otwierając je niepewnie, aby sprawdzić, cóż to za piękność zawędrowała pod jego okno. Zbliżył się do niej z wielką obawą oraz jeszcze większą ekscytacją.

— Kim… jesteś? — zapytał nieśmiało.
— Jestem tym, czym chcesz, abym była — zapewniła go.

Gdy Evelynn spojrzała mu w oczy, wejrzała w jego duszę i odnalazła to, czego szukała — tę odrobinę niezadowolenia, która tkwiła nawet w najszczęśliwszych osobach.

— Oto jest — pomyślała. — Wszystko, co chce mieć, ale nie może.
— Moja rodzina… — rzekł mężczyzna, ale nie był w stanie dokończyć myśli.

Evelynn się nachyliła.

— Ćśś. Wszystko w porządku — wyszeptała mu do ucha. — Wiem, czego pragniesz i że czujesz się przez to winny. Odpuść.

Cofnęła się i zobaczyła, że mężczyzna jest całkowicie zauroczony.

— Czy mogę… cię posiąść? — zapytał, zawstydzony bezczelnością tego pytania, ale jednocześnie opanowany pragnieniem dobrania się do niej tu i teraz, na tym trawniku.
— Oczywiście, kochanie. Po to tu jestem — odparła.

Dotknął jej twarzy czubkami palców, gładząc policzek. Mocno przycisnęła jego dłoń do swej skóry i delikatnie się roześmiała. Ten słodki, delikatny, szczęśliwy mężczyzna tej nocy będzie należał do niej. Miał w sobie tyle bólu, który w całości będzie miała dla siebie.

Za nimi przez otwarte drzwi domu dał się słyszeć odgłos pantofli szurających po podłodze.

— Wszystko w porządku, kochanie? — zapytała żona mężczyzny.
— Wszystko będzie wprost idealnie, skarbie — odparła Evelynn za zbaraniałego mężczyznę.

Cała sprawa stawała się coraz ciekawsza, a perspektywy bardziej ekscytujące. Jedna stokrotka była całkowicie gotowa do zerwania, a druga miała dopiero zakwitnąć, przyglądając się temu.