League of Legends r.

Opowiadanie wigilijne

Chociaż dzisiejszy dzień dla wszystkich powinien być pełen radości i zachwytu, nie każdy może spędzać święta w gronie rodziny czy przyjaciół - zapraszamy do autorskiego opowiadania, w którym jedynym towarzyszem naszego głównego bohatera jest... Miłej lektury!

Świąteczną piosenkę, cicho toczącą się po mieście, przerwał mój charakterystyczny, głośny śmiech. Dyskretnie wyjrzałem przez okno. Ludzie na rynku spojrzeli z niepokojem w stronę mojego piętra, starając się odnaleźć rzecz, która przyprawiła mnie o taką radość. Niechętnie oderwałem się z wygodnego fotela, po czym opuściłem w dół żaluzje i zamknąłem okno. Jest tu już wystarczająco chłodno.

Oblizując przesuszone wargi, wróciłem do seansu. Na prostokątnym ekranie przewijały się kolejne fragmenty mojej ulubionej komedii. Dzisiaj wydaje się być wyjątkowo zabawna. Zajadając się paczką chipsów kupioną dziś rano z małego sklepu na rogu, starałem się ignorować pojawiające się co jakiś czas świąteczne reklamy. Gdy nadeszła kolejna, nie wytrzymałem. Chwyciłem za pilot i zręcznym ruchem wyłączyłem telewizor.

-I tak film już prawie się skończył – podsumowałem sam do siebie.

Rozejrzałem się dookoła. Zapanowała przerażająca ciemność, a jedyne, co mogłem usłyszeć, to ciche burczenie w brzuchu. Wypadałoby zjeść coś porządnego.

Chwiejnym krokiem udałem się do kuchni. Już na korytarzu było widać kolorowe światło, przebijające się ze świata zewnętrznego. Mrużąc oczy, przyjrzałem się tanim lampkom zawieszonym na oknach przeciwnej kamienicy. Świeciły nieprzerwanie, zmieniając co jakiś czas kolor. Kicz.

24 grudzień. “Wielki dzień, wielkie żarcie”, powiedziałem entuzjastycznie i otworzyłem lodówkę. W oczy od razu rzucił mi się ogromnych rozmiarów słoik z uwielbianym przeze mnie barszczem. Przynajmniej rodzina dba, abym nie umarł z głodu.

Po odkręceniu naczynia momentalnie poczułem charakterystyczną woń, która jeszcze kilka lat temu tak bardzo przyprawiała mnie o ślinkę w gębie. Dlaczego teraz sprawia jedynie, że brzuch zaczyna niemiłosiernie wariować?

Czekając, aż jedzenie będzie dostatecznie ciepłe, usiadłem przy starym taborecie ustawionym przy stole. W tej samej chwili poczułem, jak niedaleko wibruje telefon. Wyciągnąłem rękę, aby go pochwycić, a jednym zręcznym ruchem palców odblokować. Nowa wiadomość. Czyli ktoś jeszcze o mnie pamięta.

Wesołych świąt! Mamy z tatą nadzieję, że spodoba Ci się prezent, który wysłaliśmy Ci w środę. Nie zapomnij go otworzyć!
Przysięgamy, że już za rok będziemy mogli się u Ciebie zatrzymać!
PS. Daj znać, jeśli barszcz smakował. Przygotowywałam go kilka dni!

Wydusiłem z siebie szyderczy uśmiech. Ciekawe, ilu zaproszonych znajomych przyjdzie na ucztę. Mama najprawdopodobniej myśli, że cała gromada, sądząc po rozmiarach czerwonego słoja.

Bez zastanowienia odłożyłem telefon. Co miałem odpisać? “Dziękuję, nie mogę się doczekać spotkania”? “Przepraszam, prezent otworzyłem już w czwartek rano, bo nie mogłem się doczekać otrzymania kolejnych par ciepłych skarpetek”? “Wybacz, że Cię okłamałem, ale te święta znów spędzam sam, a zupa będzie źródłem mojego pożywienia na następny miesiąc”?

Mój nagły atak szaleństwa natychmiastowo stłumił syk dobiegający z garnka. Błyskawicznie zerwałem się z krzesła i wyłączyłem ogień. Nie potrafię przygotować nawet zupy. Mechanicznie rozlałem pozostałość barszczu z garnka do dwóch misek. Zawsze należy spodziewać się niespodziewanego gościa… lub ponownego ataku głodu.

Z wielkim entuzjazmem zabrałem się do jedzenia przy wigilijnym, kuchennym stole. Mama jak zawsze dopięła swego. Czy istnieje druga taka osoba, która potrafiłaby tak manipulować kubkami smakowymi?!

Na górze rozbrzmiał szereg różnych głosów. Sąsiedzi ewidentnie zaczęli śpiewać wspólnie kolędy. Nie wiedziałem, że ktoś jeszcze się tego trzyma. Mruknąłem coś pod nosem, po czym wyciągnąłem z kieszeni splątane słuchawki i starą MP3. Załóżmy, że spełnia to w jakiś sposób wigilijne kryteria.

Nie przeszkadza mi to, że święta spędzam sam. Nie każdy musi być duszą towarzystwa, co nie?

Zacząłem bez celu błądzić łyżką po zupie. Gdyby w ogóle mi to nie przeszkadzało, nie wymyślałbym na poczekaniu historii ze znajomymi i wspólną wigilią. “Bo nie tylko ja jestem w ten dzień samotny”. Bzdura. Dookoła pojawiało się coraz więcej wigilijnych symboli. Tu słychać świąteczne dzwonki, tam ktoś zanosi się śmiechem po usłyszeniu pięknych życzeń podczas dzielenia się opłatkiem, a ja nie mam nawet małej, pieprzonej choinki.

Piosenka w MP3 po raz kolejny się zmieniła. Tym razem w słuchawkach rozbrzmiała przygnębiająca, smutna piosenka. Jeszcze tego brakowało. Dlaczego ten gniot w ogóle tam się znalazł?

Święta to magiczny okres – w domu znika mnóstwo rzeczy, a wszyscy i tak są szczęśliwi. Czego musiałoby zabraknąć, żeby ktoś poczuł się tak, jak ja teraz? Nie musiałem długo szukać odpowiedzi. Ludzi. Jestem sam i po raz pierwszy poczułem się z tym faktem źle. Do teraz nie potrafiłem sobie tego wpoić.

-Kiedy zawodzą ludzie, trzeba szukać szczęścia u maszyn – westchnąłem na pocieszenie, kiedy znalazłem się w drugim, najmniejszym pokoju. Chociaż moja sytuacja i tak zdawała się być fatalna, zdałem się na kolejny niekontrolowany uśmiech.

Schyliłem się lekko, aby jednym wciśnięciem włączyć swój komputer. Krótki szum wypełnił wciąż obecną ciszę, dając mi swego rodzaju ukojenie.

Nigdy nie wstydziłem się powiedzieć, że spędzam za dużo czasu przy grach. W moim przypadku mogę nazwać to w sumie stylem życia. Nigdy jednak nie byłem tak zdesperowany, aby uciekać tam nawet w wigilię.

Pulpit był chyba jedyną rzeczą w moim domu, gdzie zawsze panował nienaganny porządek. Kilka prostych folderów, skrótów i tak bardzo znajoma mi ikonka, którą bez wahania wcisnąłem.

Może tym razem los się do mnie uśmiechnie i nie będę zmuszony grać z idiotami. Chociaż minęło sporo lat od pierwszego włączenia Ligi, nigdy nie gubię nadziei na dobrą rozgrywkę.

Ku mojemu zdziwieniu, grę wyszukało mi bardzo szybko. Dziwne. Myślałem, że będę jedynym, który nie spędza tego “magicznego” czasu z rodziną. Szczerze mówiąc, w ogóle nie czuję tego świątecznego klimatu.

-Już lepiej wygląda to nawet na Summoner’s Rift – rzuciłem od niechcenia na widok zalanej śniegiem areny i fruwających po niej bohaterów uzbrojonych w najnowsze zimowe skórki. W tym roku nie było dnia, kiedy dane mi było zobaczyć za oknem prawdziwą śnieżycę.

Z zimną krwią i bez większego zastanowienia zakupiłem pierwsze przedmioty. Myszka zdawała się zbliżać do eksplozji z każdym kolejnym naciśnięciem.

“Wesołych świąt”, napisał ktoś na czacie. Kilka innych osób odpisało równie miłym słówkiem.

Nie wiedziałem, jak zareagować. Wyobraziłem sobie nagle dziesięć osób, każda zamknięta samotnie w innym miejscu na Ziemi. Nie tylko moje święta ograniczają się do słoika barszczu i tej samej komedii na ekranie. Nie tylko ja uciekłem do gier, aby chociaż na chwilę zapomnieć o świątecznym, szczególnie przygnębiającym nastroju.

Z każdymi następnymi życzeniami czułem, jak coś we mnie pęka. Zaczęły trząść mi się ręce i nie mogłem trafić przeciwnika żadną umiejętnością. Nawet, kiedy stał w miejscu, odpisując na kolejne świąteczne pozdrowienia.

Zachowywali się jak w transie. Rozgrywka, choć zazwyczaj tak bardzo dla wszystkich ważna, teraz zeszła na drugi plan. Z błyskiem w oczach czytałem, jak coraz to kolejne osoby opisywały swoją przykrą sytuację. Okazało się, że nie mam nawet prawa powiedzieć, że czuję się źle. Jeden z graczy krótko rzucił, że kilka dni temu zmarł jego ojciec. Ktoś inny, ciężko chory, łączył się z nami ze szpitala, a do jedzenia dostał tylko suche kromki chleba.

“Podaj mi swój adres, a przywiozę Ci cały słoik mojego barszczu”, zażartowałem. I tak mam go za dużo, a chociaż tak mógłbym umilić mu ten smutny czas. Nie odpisał.

Gra strasznie się przedłużała, chociaż nie była w ogóle męcząca. Skupiliśmy się jedynie na rozmowie i wymianie poglądów. Opisywaliśmy swoje potrawy – chociaż były bardzo skromne, zbierając je wszystkie razem z pewnością utworzyłyby niemałą wigilijną ucztę.

Po długiej, trwającej ponad godzinę rozgrywce, wreszcie przegraliśmy. Chociaż wyglądało to raczej na samosąd minionów, nie było mi ani trochę przykro. Bez wątpienia mogę to nawet nazwać moją najlepszą grą przez te wszystkie lata.

Po grze długo jeszcze pisaliśmy. Kilku z nas dodało się wzajemnie do znajomych. Obiecaliśmy sobie, że zagramy jeszcze nie jeden raz, ale nie teraz. Pożegnałem się ze wszystkimi i już chciałem wyłączyć Ligę, kiedy usłyszałem charakterystyczny dźwięk przychodzącej wiadomości. Zerknąłem w stronę okienka z chatem.

“Co do tego barszczu…”, zaczął wspomniany już gracz ze szpitala. Odpisałem jedynie znakiem zapytania. Myślałem, że już dawno zapomniał o mojej propozycji.

“Oddaj go komuś bardziej potrzebującemu. Mnie i tak już się nie przyda.”

Nie zdążyłem odpisać. Rozłączył się. Przez dłuższy czas siedziałem w ciszy, próbując zrozumieć, co miał na myśli. Nie chciałem wiedzieć.

Mimo że moja propozycja była jedynie luźnym żartem, jego zdawała się być prawdziwą prośbą. Przynajmniej w ten jeden dzień postaram się, aby spełnić czyjeś życzenie. Być może nawet ostatnie.

Czym prędzej udałem się do kuchni. Teraz, będąc już ostrożniejszym, podgrzałem kolejną porcję zupy – tą, którą pozostawiłem godzinę temu na stole. Przelałem ją do pustego garnka, wcisnąłem się w wilgotne buty, w których rano jeszcze wychodziłem do sklepu, i ciepłą kurtkę. Wyszedłem z domu.

Chłód szczypał mnie w policzki. Mieszkałem w dużym mieście, a duże miasta zawsze odznaczają się dużą liczbą włóczęg. Niebo było już granatowe, a wiatr zdawał się wygwizdywać coś na wzór świątecznych kolęd.

Nie trzeba było długo szukać. Jeden z bezdomnych kulił się bezwładnie kilkadziesiąt metrów dalej. Próbując uchronić się przed zimnem, znalazł sobie ciasną, lecz w miarę ciepłą wnękę w starym, od dawna nieremontowanym bloku.

Ostrożnie podszedłem do niego, ściskając zimnymi palcami garnek. Wreszcie barszcz trafi do tego, kto najbardziej go potrzebuje.

-Przepraszam… – zacząłem nieśmiało, kiedy obcy zdawał się mnie nie zauważać. Ten spojrzał na mnie ze zdziwieniem.

Jego wymarznięta skóra zdawała się poczuć bijące od garnka ciepło. Mężczyzna zaczął wykonywać niespokojne ruchy. Był na tyle wychłodzony, że nie mógł nawet nic powiedzieć.

-Wesołych świąt! – wykrzyknąłem z uśmiechem i delikatnie wręczyłem mu garnek. Jego oczy zaświeciły jasno, a zimne, pomarszczone dłonie ścisnęły garnek niczym największy skarb. Wzrok nieznajomego powędrował gdzieś za moimi plecami. Spojrzałem w tamtą stronę i zauważyłem ogromną, białą gwiazdę.

Mężczyzna zacisnął z zapałem powieki. Zdawał się myśleć nad życzeniem.

Ja nie musiałem rozmyślać. Moje pragnienia już się spełniły.