League of Legends r.

Legendy Runeterry #2

Witam wszystkich w serii opowiadań związanych tematycznie z Ligą pt. "Legendy Runeterry". Niektóre rzeczy mogą być jednak sprzeczne z fabułą gry, jest to jedynie wytwór mojej wyobraźni. Akcja toczy się z perspektywy kilku bohaterów Ligi opowiadającej ich przeżycia.

[Czasem w trakcie będę Wam puszczać muzykę, którą powinniście puścić podczas czytania dla zbudowania klimatu! Jeśli muzyka się skończy, a nie będzie więcej w opowiadaniu, to po prostu dałem jedną dla podkreślenia momentu. Prosiłbym również, żebyście nie zwracali uwagi na to, co dzieje się na filmiku, ponieważ chodzi tu tylko o muzykę, która ma budować klimat. Jeśli lubicie się wczuwać, polecam słuchać muzyki do końca, jeśli nie – nie włączajcie, a jeśli po prostu szkoda Wam czasu, to włączcie na chwilę xD]

{Polecam wczuć się i czytać powoli}

(Dla zaznaczenia autora słów używam kolorów, mam nadzieję, że taki styl Wam się podoba. Jeśli wolicie coś bardziej przejrzystego, piszcie. Wasze rady są dla mnie cenne!).

Cały początek zawalam moimi wskazówkami i prośbami ^


Cały dzień pilnuję góry Targon wraz z Pantheonem. Jako najpotężniejszy szczyt w Runeterze ukazuje nieziemskie widoki. Uprażone słońcem skały i cudowne cuda natury czynią to miejsce niezwykłym. Czuję, że Pantheon się do mnie zaleca… Lubię go, ale jako przyjaciela! Nigdy nie czułam do niego czegoś więcej. Przypomniała mi się ta kobieta. Ona nie pasuje do reszty Solari… Jeszcze do tego zabiła tylu ludzi. Muszę ją odnaleźć – nie tylko przez honor, ale też uczucie, którego do końca nie rozumiem. Pantheon kończy swój zwiad – teraz moja kolej!

– Leona, czekaj! Może zrobimy sobie małą przerwę i poczęstuje Cię moimi nowymi wypiekami? Przecież wiesz, że kocham piec!

– W sumie nikt nas za to nie zbeszta. Czemu nie.

Leona i Pantheon jakiś czas napawali się promieniami słońca i razem rozmawiali. Siedzieli na kocu w niebieską kratkę. Wokół ćwierkały ptaki, a chmury formowały piękne, niecodzienne obrazy. Nagle Pantheon zaczął się zbliżać do rudowłosej dziewczyny.

– Emmm… Co ty robisz?

– Nie widzisz? Mam na Ciebie ochotę. 

– Pantheon, Ty nie rozumiesz…

– No ej! Przecież nikt nas nie widzi!


30 minut wcześniej

Wysłanniczka księżyca siedziała w swojej podziemnej kryjówce. Przyjęła za zwyczaj chować się tam w środku nocy z powodu pogardy do słońca. Wnętrze było dość skromne, ale wszechstronne. Na półkach leżały książki, a w piecyku palił się ciepły ogień. Białowłosa siedziała w centrum pomieszczenia.

O, wielki księżycu… Długo nad tym myślałam. Ta dziewczyna, ona chciała mnie zabić, ale… Ja coś do niej czuję! Może nie jestem zbyt sympatyczną osobą, ale trudno – być może stracę życie, ale pójdę do niej i wyznam swoje uczucia.

Diana długo podążała za słońcem, którego szczerze nienawidziła, jednak wiedziała, że Leona jest jej przeznaczeniem i mimo bólu dalej podążała ścieżką serca. Słońce raniło jej skórę, na co postanowiła nie zwracać uwagi…


Diana zobaczyła swój ideał. Była zestresowana, ale pewna siebie. Już miała się odezwać, ale… Kilka chwil później zobaczyła, jak mężczyzna przystawia się do rudowłosej dziewczyny. Upadła na ziemię i czuła, że coś w niej pękło. Wypuściła z powiek dwie krople – łzę cierpienia i łzę nienawiści. Stanęła na nogach i ze złamanym sercem postanowiła wrócić skąd przyszła.

– Zostaw mnie! Nie jestem Twoją maskotką!

Leona wstała i oburzona zaistniałą sytuacją, zostawiła Pantheona samego. Zobaczyła jednak odchodzącą postać z miejsca zdarzenia.

Kurde… ktoś nas widział… Czekaj, czy to nie jest czasem… Diana! Może przestraszyła się, że chce jej zrobić krzywdę… Gdy tylko zobaczę ją następnym razem, postaram się wyznać jej moje uczucie. Może mnie zrozumie, może też coś do mnie czuje. Nie mam pojęcia. Teraz wrócę do domu.


Pustynia Shurimy jest niezwykle gorącym miejscem. Naprawdę ciężko o schronienie choćby pod niewielkim krzewem. Taliyah wycieńczona drogą do domu postanowiła chwilę odpocząć…

Hmm…. Skąd tu do licha karczma?! W sumie – co za różnica, lepiej dla mnie!

Weszła do środka i siadła przy pierwszym stoliku. Karczma była głównie miejscem spotkań zakochanych oraz całkiem niezłym magazynem alkoholu. Wnętrze było dość archaiczne, ale ciepłe i dawało poczucie bezpieczeństwa. Ściany częściowo były pokryte skórami zwierząt, a puste beczki służyły jako siedzenia. Na stolikach leżały eleganckie świeczki, a w tle leciała delikatna muzyka grana przez uzdolnionych artystów. Taliyah była jednak zdziwiona, że tak sympatyczne miejsce znajduje się na takim odludziu!

Czekaj, czekaj… Czy to nie jest Garen? Podejdę do niego… Uch – siedzi z jakąś panienką… Może nie powinnam im przeszkadzać? Oj, i tak nie mam nic do roboty!

– Hej Garen! A co to za urocza da…ma…

– Yyyy…. To nie tak jak myślisz! – mężczyzna próbował się tłumaczyć. – My tylko… kłócimy się!

– Tak, pewnie! Świetna wymówka! Nie martwcie się… Nie jestem plotkarą… No chyba, że obrazicie moją tkaczkę! Hehe…

– Dzięki za dyskrecję, ale może już idź. – powiedziała dziewczyna o czerwonych włosach.

– Oj, nie bądź taka gburowata! Czekaj, jak się nazywasz… Katarina! Katarino, miło mi Cię poznać – wiele o Tobie słyszałam! Włącznie z tym, że Noxianie i Demacianie się nienawidzą.

– Taliyah, bardzo cieszy nas Twoja wizyta, ale trochę nam przeszkadzasz.

– Droczę się tylko. To do zobaczenia, przyjaciele!

Taliyah wyszła z karczmy biorąc po drodze szklankę zimnej wody i zatrzaskując drzwi. Ponownie używając swojej mocy, stworzyła kamienną ścianę, na której podążała do domu. Co chwila przypominała sobie o śmiesznym spotkaniu, które wywoływało uśmiech na jej twarzy.

“Jaskółka mknie pod wiatr, dziś i ja podążam za wiatrem” powiedziała z powodu miłego wiatru owiewającego jej włosy. Wreszcie mogła poczuć się swobodnie po długiej przeprawie przez pustynię.


Dziękuję, że dotrwaliście do tego momentu. Pewnie zauważyliście, że zmieniłem nick – chciałem Was zapytać, czy wolicie “ulepszonego” mnie czy starego Zyrka. Oczywiście na LoL-u nadal jestem ThornyZyra (przynajmniej na razie). Podzielcie się tym wszystkim w komentarzach. Zapraszam do dyskusji!